Go słuchały, że był bezżenny, ale dlatego, że Jego słowa miały niezwykłą moc przekonywania. W Kafarnaum wszyscy "zdumiewali się Jego nauką, uczył ich bowiem jak Ten, który ma moc, a nie jak nauczyciele Prawa" (Mk 1, 22). Podobnie też nie przybliżał Królestwa przez to, że był bezżenny, ale przede wszystkim przekazując wieści o Bogu jako najlepszym Ojcu, ucząc wrażliwości i miłości, która wyprzedza wszelki ludzki rytuał i podziały. Załóżmy czysto hipotetycznie: nawet gdyby Jezus miał żonę, czy to odebrałoby komuś wiarę w Niego oraz w to, co głosił i czemu okazał wierność za cenę życia? Mnie nie (s. 83).
Wacław Hryniewicz
Zawsze zawstydzony, zawsze jakby obok ludzi, obok życia, obok samego siebie. No dobrze, był biały, był inny, ale wcale nie aż tak biały i nie aż tak inny. Poradziłby sobie. Mógł normalnie. Mógł wszystko normalnie.
Ale nie. On musiał mówić po swojemu, łazić po swojemu, myśleć po swojemu. Musiał dawać się bić tym pieprzonym łobuzom, którym gdyby chciał, mógłby łby poukręcać. Musiał cierpieć, męczyć się, unikać dziewczyn, unikać kolegów, unikać wszystkiego, czego da się unikać. Musiał być jakiś zasranym jękiem świata, jakby ten świat potrzebował jeszcze jednego jęku, jakby nie miał ich już wystarczająco dużo.
Jakub Małecki
(...) tak postępuje, żyje i działa
większość ludzi, dzień w dzień, godzina za godziną, z musu, wcale tego nie chcąc,
składają wizyty, prowadzą rozmowy, odsiadują godziny w urzędach i biurach,
wszystko z musu, mechanicznie, wbrew woli, choć równie dobrze mogłyby to
wykonać lub tego nie wykonać maszyny; i ten wiecznie funkcjonujący mechanizm
nie pozwala im uprawiać, podobnie jak ja to czynię, krytyki własnego życia,
poznawać i odczuwać jego głupoty i płytkości, jego deformacji i zawikłań, jego
beznadziejnego smutku i pustki. O tak, i ci ludzie mają po stokroć rację, że tak żyją,
że rozgrywają swoje gierki, że uganiają się za swoimi rzekomo ważnymi sprawami,
zamiast bronić się przed przygnębiającą mechaniką i rozpaczliwie spoglądać w
próżnię, tak jak czynię to ja - człowiek wykolejony.
Hermann Hesse
Wacław Hryniewicz
Zawsze zawstydzony, zawsze jakby obok ludzi, obok życia, obok samego siebie. No dobrze, był biały, był inny, ale wcale nie aż tak biały i nie aż tak inny. Poradziłby sobie. Mógł normalnie. Mógł wszystko normalnie.
Ale nie. On musiał mówić po swojemu, łazić po swojemu, myśleć po swojemu. Musiał dawać się bić tym pieprzonym łobuzom, którym gdyby chciał, mógłby łby poukręcać. Musiał cierpieć, męczyć się, unikać dziewczyn, unikać kolegów, unikać wszystkiego, czego da się unikać. Musiał być jakiś zasranym jękiem świata, jakby ten świat potrzebował jeszcze jednego jęku, jakby nie miał ich już wystarczająco dużo.
Jakub Małecki
(...) tak postępuje, żyje i działa
większość ludzi, dzień w dzień, godzina za godziną, z musu, wcale tego nie chcąc,
składają wizyty, prowadzą rozmowy, odsiadują godziny w urzędach i biurach,
wszystko z musu, mechanicznie, wbrew woli, choć równie dobrze mogłyby to
wykonać lub tego nie wykonać maszyny; i ten wiecznie funkcjonujący mechanizm
nie pozwala im uprawiać, podobnie jak ja to czynię, krytyki własnego życia,
poznawać i odczuwać jego głupoty i płytkości, jego deformacji i zawikłań, jego
beznadziejnego smutku i pustki. O tak, i ci ludzie mają po stokroć rację, że tak żyją,
że rozgrywają swoje gierki, że uganiają się za swoimi rzekomo ważnymi sprawami,
zamiast bronić się przed przygnębiającą mechaniką i rozpaczliwie spoglądać w
próżnię, tak jak czynię to ja - człowiek wykolejony.
Hermann Hesse