unicestwienia się w niej. Nie mam na myśli zwierzęcego pędu do uścisków, ale ten wysiłek ducha i myśli, by stopić się w jedno, aby otworzyć drugiej istocie całą dusze, całe serce i aby w myśli jej wniknąć aż do dna. A tymczasem nic o niej nie wiemy, nigdy nie przenikniemy wszystkich wahań jej pragnień, pożądań, sądów. Nigdy nie zrozumiemy, w najmniejszej choćby mierze, tego nieznanego, tej tajemniczej duszy, którą uważamy za tak bliską, duszy ukrytej za parą oczu, co patrzą na ciebie, jasne jak toń wodna, przejrzyste jakby nie kryły w sobie żadnego sekretu, duszy, która mówi do ciebie przez usta, takie twoje, bo takie upragnione; duszy, która w słowach rzuca ci po jednej swe myśli, a jednak dalsza jest od ciebie niż gwiazdy i bardziej od nich nieprzenikniona. Jakież to wszystko dziwne!
Guy de Maupassant
Doszło do tego, że siedzę pod drzewem,
na brzegu rzeki,
w słoneczny poranek.
Jest to zdarzenie błahe
i do historii nie wejdzie.
To nie bitwy i pakty,
których motywy się bada,
ani godne pamięci zabójstwa tyranów.
A jednak siedzę nad rzeką, to fakt.
I skoro tutaj jestem,
musiałam skądś przyjść,
a przedtem
w wielu jeszcze miejscach się podziewać,
całkiem tak samo jak zdobywcy krain,
nim wstąpili na pokład.
Ma bujną przeszłość chwila nawet ulotna,
swój piątek przed sobotą,
swój przed czerwcem maj.
Ma swoje horyzonty równie rzeczywiste
jak w lornetce dowódców.
Wisława Szymborska
Mój smutek miał w sobie dziwne, przesadne wzruszenie; właśnie takie samo jak to, które zauważyłem w wyjącym smutku dzikich w dżungli. Nie mógłbym odczuwać bardziej rozpaczliwej samotności, gdyby mi wydarto jakąś wiarę albo gdybym się minął ze swoim przeznaczeniem… Kto to tam wzdycha w taki nieznośny sposób? Idiotyzm? Więc tak, to był idiotyzm. Miłosierny Boże! czy człowiek ma zawsze… No, ale dajcież mi trochę tytoniu.
Nastała chwila głębokiej ciszy, potem błysnęła zapałka i szczupła twarz Marlowa wystąpiła z mroku zniszczona, zapadnięta, z fałdami zbiegającymi ku dołowi, ze spuszczonymi powiekami, jakby uważna i skupiona; a gdy raz po raz zaciągał się dymem z fajki, twarz jego zdawała się cofać w noc i znów występować, w miarę jak drobny płomyk pełgał w regularnych odstępach. Zapałka zgasła.
— Idiotyzm! — zawołał. — To najprzykrzejsze, że nie możecie mnie zrozumieć.
Joseph Conrad
Guy de Maupassant
Doszło do tego, że siedzę pod drzewem,
na brzegu rzeki,
w słoneczny poranek.
Jest to zdarzenie błahe
i do historii nie wejdzie.
To nie bitwy i pakty,
których motywy się bada,
ani godne pamięci zabójstwa tyranów.
A jednak siedzę nad rzeką, to fakt.
I skoro tutaj jestem,
musiałam skądś przyjść,
a przedtem
w wielu jeszcze miejscach się podziewać,
całkiem tak samo jak zdobywcy krain,
nim wstąpili na pokład.
Ma bujną przeszłość chwila nawet ulotna,
swój piątek przed sobotą,
swój przed czerwcem maj.
Ma swoje horyzonty równie rzeczywiste
jak w lornetce dowódców.
Wisława Szymborska
Mój smutek miał w sobie dziwne, przesadne wzruszenie; właśnie takie samo jak to, które zauważyłem w wyjącym smutku dzikich w dżungli. Nie mógłbym odczuwać bardziej rozpaczliwej samotności, gdyby mi wydarto jakąś wiarę albo gdybym się minął ze swoim przeznaczeniem… Kto to tam wzdycha w taki nieznośny sposób? Idiotyzm? Więc tak, to był idiotyzm. Miłosierny Boże! czy człowiek ma zawsze… No, ale dajcież mi trochę tytoniu.
Nastała chwila głębokiej ciszy, potem błysnęła zapałka i szczupła twarz Marlowa wystąpiła z mroku zniszczona, zapadnięta, z fałdami zbiegającymi ku dołowi, ze spuszczonymi powiekami, jakby uważna i skupiona; a gdy raz po raz zaciągał się dymem z fajki, twarz jego zdawała się cofać w noc i znów występować, w miarę jak drobny płomyk pełgał w regularnych odstępach. Zapałka zgasła.
— Idiotyzm! — zawołał. — To najprzykrzejsze, że nie możecie mnie zrozumieć.
Joseph Conrad