w końcu było to jego powołanie, ale nawet największa podłość z jego strony wydawała się dziecinnym psikusem wobec tego, co ludzie wyczyniali ze sobą. Mieli prawdziwy talent do czynienia zła, jakby zaprojektowano w nich wadę fabryczną. Przychodzili na świat, który od początku był im na tysiące sposobów nieprzyjazny, a potem usilnie starali się, by stał się ich wrogiem. Coraz trudniej było wymyślić coś tak diabelskiego, co by przyćmiło powszechną i wrodzoną złośliwość ludzi. W zeszłym stuleciu Crowley kilka razy miał ochotę powiedzieć tym na Dole: Słuchajcie, możemy sobie odpuścić już teraz, zamknąć kramik z Dis i Pandemonium i przenieść się tutaj.
Terry Pratchett
Kiedy przedstawił się dobrodusznej dyrektorce praskiego przedsiębiorstwa mycia witryn i okien,
zobaczył nagle wynik swej decyzji w całej konkretności i nieodwracalności i niemal się przeraził. W tym
przestrachu przeżył pierwszych kilka dni swej nowej pracy. Ale kiedy przezwyciężył (trwało to mniej więcej
przez tydzień) zaskakującą niezwykłość swego nowego życia, zrozumiał nagle, że znalazł się na długich
wakacjach. Robił rzeczy, na których w ogóle mu nie zależało i było to piękne. Zrozumiał nagle szczęście
ludzi (dotychczas zawsze im współczuł), którzy wykonują zawód, do którego nie zmusza ich żadne
wewnętrzne „es muss sein!” i o którym mogą zapomnieć w momencie, kiedy wychodzą z pracy. Nigdy
dotychczas nie znał tej błogiej obojętności."
Milan Kundera
Pewien wielki pisarz i znawca życia, mówiąc o podobnych urokach początkowego stadium miłości i życia, nazwał dziecko pierwszą miłością.
Dla Lissy dziecko stanowiło coś jakby pierwszą miłość. Pierwszą miłość. Zagubioną, władczą i bezradną, która zaledwie przekroczyła granicę życzeń i marzeń, zmieniającą się na co dzień, nie obciążoną przeszłością, nie troszczącą się o przyszłość, znającą tylko teraźniejszość i przechodzącą łatwo od śmiechu do płaczu i od płaczu do śmiechu pierwszą miłość. Co prawda, Lissy nie zastanawiała się nad tym. Ale wiedziała to. Czuła. Pełna była miłości, gdy stała teraz tak pochylona nad kołyską dziecka.
I to jej dawało szczęście.
Franz Carl Weiskopf
Terry Pratchett
Kiedy przedstawił się dobrodusznej dyrektorce praskiego przedsiębiorstwa mycia witryn i okien,
zobaczył nagle wynik swej decyzji w całej konkretności i nieodwracalności i niemal się przeraził. W tym
przestrachu przeżył pierwszych kilka dni swej nowej pracy. Ale kiedy przezwyciężył (trwało to mniej więcej
przez tydzień) zaskakującą niezwykłość swego nowego życia, zrozumiał nagle, że znalazł się na długich
wakacjach. Robił rzeczy, na których w ogóle mu nie zależało i było to piękne. Zrozumiał nagle szczęście
ludzi (dotychczas zawsze im współczuł), którzy wykonują zawód, do którego nie zmusza ich żadne
wewnętrzne „es muss sein!” i o którym mogą zapomnieć w momencie, kiedy wychodzą z pracy. Nigdy
dotychczas nie znał tej błogiej obojętności."
Milan Kundera
Pewien wielki pisarz i znawca życia, mówiąc o podobnych urokach początkowego stadium miłości i życia, nazwał dziecko pierwszą miłością.
Dla Lissy dziecko stanowiło coś jakby pierwszą miłość. Pierwszą miłość. Zagubioną, władczą i bezradną, która zaledwie przekroczyła granicę życzeń i marzeń, zmieniającą się na co dzień, nie obciążoną przeszłością, nie troszczącą się o przyszłość, znającą tylko teraźniejszość i przechodzącą łatwo od śmiechu do płaczu i od płaczu do śmiechu pierwszą miłość. Co prawda, Lissy nie zastanawiała się nad tym. Ale wiedziała to. Czuła. Pełna była miłości, gdy stała teraz tak pochylona nad kołyską dziecka.
I to jej dawało szczęście.
Franz Carl Weiskopf