widzenia. Nasza ojczyzna uchyliła kapelusza : Dzień dobry - i rozejrzała się wokół. Twarze europejskie ani drgnęły. Niemcy byli akurat w pracy, a tam praca to rzecz święta, nie podnosimy rąk w trakcie, bo wtedy, prawda, trzeba odłożyć łom. Francuzi popijali kawę, siedząc na swych małych tarasach, Włosi wykrzykiwali na ulicach, spaghetti i pizza, i takie tam, Holendrzy już dawno przeszli na twarde narkotyki, tak więc głupotą byłoby czegokolwiek od nich oczekiwać, a Anglicy byli tak starzy, że już nawet nie pamiętali, gdzie odłożyli aparat słuchowy. Nasza ojczyzna pokłoniła się żwawo : Dzień dobry, ale tylko Bułgarzy zerwali kapelusze, potem nieco później Czechosłowacy, ale Francuzi...
János Háy
W końcu Tolia zdjął wielgachny plecak z wąskich ramion Davida. Stęknął.
- Co ty w tym masz?
- Trzy pary skarpet, jedną parę spodni, zapasową koszulę. Manierkę. Cynowy kubek i talerz. Cylindryczny suwak rachunkowy, wagę, słoik żywicy świerkowej, moją kolekcję substancji antykorozyjnych...
- Miałeś spakować tylko niezbędne rzeczy.
- Otóż to. - David pokiwał głową z przekonaniem.
- Tylko nie mów mi, że wziąłeś wszystkie dzienniki Morozova - warknęłam.
[...]
- Może nadadzą się na podpałkę.
- Czy ona żartuje? - zapytał David ze zmartwioną miną. - Nigdy nie wiem, czy ona żartuje.
Żartowałam. Zasadniczo.
Leigh Bardugo
Myślałeś kiedyś o tym, ilu jest na świecie nieboszczyków, Mel? Mundy przyłączył się do przytłaczającej większości. Na jednego żywego człowieka muszą przypadać tysiące martwych. Chciałbym jeszcze przez jakiś czas pozostać w mniejszości.
- Nie widać po tobie, żebyś się o to specjalnie starał. Po mnie też nie.
- Z niewiadomych dla mnie przyczyn za mało wszyscy dbamy o to, co jest naprawdę ważne. Mundy też taki był.
- A co jest naprawdę ważne?
- Żyć i czuć, że się żyje. Tak myślę. Jeżeli uda mi się wyjść z tej wojny, będę robił tylko to, na co mam ochotę. Będę oglądał obrazy i słuchał muzyki - naprawdę słuchał, a nie tylko słyszał. Zawsze bardzo lubiłem rysować - może zostanę malarzem? Dla takich rzeczy warto żyć.
William Wharton
János Háy
W końcu Tolia zdjął wielgachny plecak z wąskich ramion Davida. Stęknął.
- Co ty w tym masz?
- Trzy pary skarpet, jedną parę spodni, zapasową koszulę. Manierkę. Cynowy kubek i talerz. Cylindryczny suwak rachunkowy, wagę, słoik żywicy świerkowej, moją kolekcję substancji antykorozyjnych...
- Miałeś spakować tylko niezbędne rzeczy.
- Otóż to. - David pokiwał głową z przekonaniem.
- Tylko nie mów mi, że wziąłeś wszystkie dzienniki Morozova - warknęłam.
[...]
- Może nadadzą się na podpałkę.
- Czy ona żartuje? - zapytał David ze zmartwioną miną. - Nigdy nie wiem, czy ona żartuje.
Żartowałam. Zasadniczo.
Leigh Bardugo
Myślałeś kiedyś o tym, ilu jest na świecie nieboszczyków, Mel? Mundy przyłączył się do przytłaczającej większości. Na jednego żywego człowieka muszą przypadać tysiące martwych. Chciałbym jeszcze przez jakiś czas pozostać w mniejszości.
- Nie widać po tobie, żebyś się o to specjalnie starał. Po mnie też nie.
- Z niewiadomych dla mnie przyczyn za mało wszyscy dbamy o to, co jest naprawdę ważne. Mundy też taki był.
- A co jest naprawdę ważne?
- Żyć i czuć, że się żyje. Tak myślę. Jeżeli uda mi się wyjść z tej wojny, będę robił tylko to, na co mam ochotę. Będę oglądał obrazy i słuchał muzyki - naprawdę słuchał, a nie tylko słyszał. Zawsze bardzo lubiłem rysować - może zostanę malarzem? Dla takich rzeczy warto żyć.
William Wharton