przełyku, gdyż poważnie zraniłyby narządy wewnętrzne, lecz materializują się w ustach przed ich wydaleniem. Osobom dotkniętym zjawiskami nadprzyrodzonymi zdarza się znajdować w poduszkach lub materacach kawałki skręconego metalu, drut kolczasty, zasupłane sznurki i inne podobne przedmioty.
Gabriele Amorth
Gdzie chodzi się w Ferrarze, także i dziś, gdy chce się porozmawiać z kimś nieco na uboczu? Na piazza della Certosa; przede wszystkim. Jeśli sprawy potoczą się tak, jak chcemy, łatwo będzie potem dotrzeć na pobliskie bastiony, gdzie miejsc ustronnych, z dala od niedyskretnych spojrzeń nianiek, które także dość regularnie odwiedzają w godzinach przedwieczornych piazza della Certosa, jest ile dusza zapragnie; a jeśli, przeciwnie, idylla nie będzie miała dalszego ciągu, rzeczą równie łatwą i zgoła nie kompromitującą będzie wrócić w towarzystwie do centrum miasta. Jest to dawny obyczaj, rodzaj rytuału, równie stary prawdopodobnie, jak stara jest sama Ferrara. Istniał wczoraj, istnieje dzisiaj, istnieć będzie także i jutro. To fakt, że dzwonnica kościoła San Cristoforo, ucięta w połowie wysokości angielskim pociskiem w kwietniu ’45 i niby krwawy kikut pozostawiona w takiej postaci, zdaje się mówić, że wszelka gwarancja wieczności jest złudzeniem; i że dlatego przekaz nadziei, jaki zdaje się wyrażać ciepła czerwień nietkniętych portyków w słońcu, nie jest też niczym innym, jak oszustwem, fortelem, pięknym i dobrym kłamstwem. Skończy się, to pewne, przestanie wcześniej czy później istnieć, krzepiąc i mamiąc dusze tych, którzy je podziwiają - tak jak tuż obok przestała już istnieć dzwonnica kościoła San Cristoforo - smukły szereg łuków wyciągających się jak dwoje rozpostartych ramion ku światłu. I to się skończy bez wątpienia wcześniej czy później, jak wszystko. Ale tymczasem o krok od tylu tysięcy zmarłych mieszkańców miasta leżących w długich rzędach na przyległym cmentarzu i gdy na rozległej, trawiastej przestrzeni usianej tu i tam obeliskami i kolumnami nagrobnymi niewzruszenie, spokojnie, obojętnie toczy się życie zdecydowane trwać, nie poddawać się, czyż jest proroctwo, które bardziej niż to zapowiadające nieuchronne końcowe Nic skazane by było na rozproszenie się w pełnym podniet powietrzu bliskiego już wieczoru, na pozostanie niewysłuchanym?
Giorgio Bassani
Gabriele Amorth
Gdzie chodzi się w Ferrarze, także i dziś, gdy chce się porozmawiać z kimś nieco na uboczu? Na piazza della Certosa; przede wszystkim. Jeśli sprawy potoczą się tak, jak chcemy, łatwo będzie potem dotrzeć na pobliskie bastiony, gdzie miejsc ustronnych, z dala od niedyskretnych spojrzeń nianiek, które także dość regularnie odwiedzają w godzinach przedwieczornych piazza della Certosa, jest ile dusza zapragnie; a jeśli, przeciwnie, idylla nie będzie miała dalszego ciągu, rzeczą równie łatwą i zgoła nie kompromitującą będzie wrócić w towarzystwie do centrum miasta. Jest to dawny obyczaj, rodzaj rytuału, równie stary prawdopodobnie, jak stara jest sama Ferrara. Istniał wczoraj, istnieje dzisiaj, istnieć będzie także i jutro. To fakt, że dzwonnica kościoła San Cristoforo, ucięta w połowie wysokości angielskim pociskiem w kwietniu ’45 i niby krwawy kikut pozostawiona w takiej postaci, zdaje się mówić, że wszelka gwarancja wieczności jest złudzeniem; i że dlatego przekaz nadziei, jaki zdaje się wyrażać ciepła czerwień nietkniętych portyków w słońcu, nie jest też niczym innym, jak oszustwem, fortelem, pięknym i dobrym kłamstwem. Skończy się, to pewne, przestanie wcześniej czy później istnieć, krzepiąc i mamiąc dusze tych, którzy je podziwiają - tak jak tuż obok przestała już istnieć dzwonnica kościoła San Cristoforo - smukły szereg łuków wyciągających się jak dwoje rozpostartych ramion ku światłu. I to się skończy bez wątpienia wcześniej czy później, jak wszystko. Ale tymczasem o krok od tylu tysięcy zmarłych mieszkańców miasta leżących w długich rzędach na przyległym cmentarzu i gdy na rozległej, trawiastej przestrzeni usianej tu i tam obeliskami i kolumnami nagrobnymi niewzruszenie, spokojnie, obojętnie toczy się życie zdecydowane trwać, nie poddawać się, czyż jest proroctwo, które bardziej niż to zapowiadające nieuchronne końcowe Nic skazane by było na rozproszenie się w pełnym podniet powietrzu bliskiego już wieczoru, na pozostanie niewysłuchanym?
Giorgio Bassani