Caicos [przyp. wyspy we wschodniej części archipelagu Bahamów] o przesłanie do Anglii wzoru miejscowego herbu. Projektant z Turks i Caicos naszkicował godło, przedstawiające saliny z Salt Cay. Na pierwszym planie znajdowali się zbieracze soli; za nimi widniały sterty soli. Tymczasem w Anglii nastała era eksploracji Arktyki. Angielski projektant nie wiedział, gdzie leżą wyspy Turks i Caicos, uznał więc małe, białe kopuły za rysunki igloo. Dlatego na każdej z nich narysował drzwi. Sterty soli zaopatrzone w drzwi pozostały przez niemal sto lat oficjalnym herbem kolonii, aż w 1968 roku wymyślono nowe godło, na którym widniał rysunek flaminga.
Mark Kurlansky
Jego dłoń, ciepła i spokojna, zamknęła się na jej
dłoni, oplatając ją niczym pająk swoją zdobycz. Poddała
mu się, lecz nie mogła patrzeć, nawet gdy kciukiem
przeciągnął po miejscu tuż nad jej kłykciami, gdzie kiedyś
zapisał numer ciemnym fioletem. Isobel przestała
oddychać. Serce waliło jej w piersi, a myśli rozpadły się
na bezsensowne kawałki. Przez cały czas jej oczy,
którymi w ogóle nie mrugała, utkwione były w otwartej
książce. Pozbawione znaczenia linijki tekstu gapiły się na
nią – nie były niczym więcej niż czarnymi patykami w
białym świecie.
– Ulalume – zaczął i to słowo, które wymawiał jako
„Ju-ta-lum", popłynęło z niego niby cicha muzyka.
Kelly Creagh
-Pokaż- nakazała.
Nie musiał pytać, co miała na myśli. Wyprostował się i ściągnął kaptur. Margarit przyglądała się przez dłuższą chwilę, a na jego twarzy na próżno było szukać przerażenia czy zaskoczenia, którego się spodziewał. Burknęła i pokiwała głową, jakby potakując własnym myślom. A potem z całej siły walnęła Naznaczonego w twarz.
-To za złamanie serce mojej pani! – krzyknęła.
Cios był zaskakująco silny i nim Arlen zdołał oprzytomnieć, uderzyła do po raz drugi.
-A to za złamanie mojego!- zaszlochała i nagle pochwyciła mężczyznę w ramiona i przytuliła ze wszystkich sił. –Dzięki niech będą Stwórcy, że nic ci się nie stało – wykrztusiła z płaczem”
Peter V. Brett
Mark Kurlansky
Jego dłoń, ciepła i spokojna, zamknęła się na jej
dłoni, oplatając ją niczym pająk swoją zdobycz. Poddała
mu się, lecz nie mogła patrzeć, nawet gdy kciukiem
przeciągnął po miejscu tuż nad jej kłykciami, gdzie kiedyś
zapisał numer ciemnym fioletem. Isobel przestała
oddychać. Serce waliło jej w piersi, a myśli rozpadły się
na bezsensowne kawałki. Przez cały czas jej oczy,
którymi w ogóle nie mrugała, utkwione były w otwartej
książce. Pozbawione znaczenia linijki tekstu gapiły się na
nią – nie były niczym więcej niż czarnymi patykami w
białym świecie.
– Ulalume – zaczął i to słowo, które wymawiał jako
„Ju-ta-lum", popłynęło z niego niby cicha muzyka.
Kelly Creagh
-Pokaż- nakazała.
Nie musiał pytać, co miała na myśli. Wyprostował się i ściągnął kaptur. Margarit przyglądała się przez dłuższą chwilę, a na jego twarzy na próżno było szukać przerażenia czy zaskoczenia, którego się spodziewał. Burknęła i pokiwała głową, jakby potakując własnym myślom. A potem z całej siły walnęła Naznaczonego w twarz.
-To za złamanie serce mojej pani! – krzyknęła.
Cios był zaskakująco silny i nim Arlen zdołał oprzytomnieć, uderzyła do po raz drugi.
-A to za złamanie mojego!- zaszlochała i nagle pochwyciła mężczyznę w ramiona i przytuliła ze wszystkich sił. –Dzięki niech będą Stwórcy, że nic ci się nie stało – wykrztusiła z płaczem”
Peter V. Brett