nie mając stali, nie można tworzyć tragedii bez społecznej niestabilności. A dziś świat jest stabilny. Ludzie są szczęśliwi; otrzymują wszystko, czego zapragną, a nigdy nie pragną czegoś, czego nie mogą otrzymać. Są zamożni, bezpieczni, zawsze zdrowi; nie boją się śmierci; żyją w stanie błogiej niewiedzy o namiętnościach i starości; nie prześladują ich matki i ojcowie; nie mają żon, dzieci, kochanków ani kochanek, budzących silne uczucia; są tak uwarunkowani, że praktycznie nie są w stanie postępować inaczej, niż powinni. A jeśli coś nie gra, pozostaje soma, którą pan, panie Dzikus, wyrzuca przez okno w imię wolności. W o l n o ś c i! - Roześmiał się. - Oczekiwać od delt rozumienia, co to jest wolność! A potem, żeby zrozumiały Otella! O mój poczciwy chłopcze!
Aldous Huxley
Stara lady przechadzała się samotnie po ogrodzie, w swej dziwacznej chustce i kapeluszu, podpierając się zdobną w okucia laską z jakiegoś czarnego drzewa. Gdy zsiadłem z konia i podszedłem do niej z szarmanckim ukłonem, zaczerwieniła się gwałtownie i podniosła głowę do góry, jak to, wyobrażałem sobie, zwykły czynić cesarzowe.
- Co ciebie sprowadza ku moim niskim progom? - wykrzyknęła wysokim, nosowym dyszkantem.- Nie ścierpię tego! Wszyscy mężczyźni z mojej rodziny są już w grobie. Nie mam męża ni brata, ni swata, by trzymał straż u moich wrót. Byle hultaj może targać mnie za brodę... a najgorzej broda mi naprawdę rośnie!- dodała na poły do siebie.
Stropiło mnie takie przyjęcie, a słysząc jej ostatnią niedorzeczną uwagę, zapomniałem do reszty języka w gębie.
Robert Louis Stevenson
Ankh-Morpork jest tak pełne życia jak dojrzewający ser w upalny dzień, głośne jak klątwa w katedrze, jaskrawe jak plama oleju, barwne jak siniak i szumiące od działalności, interesów, ruchu i czystej, rozbuchanej aktywności niczym zdechły pies na kopcu termitów. Stały tam świątynie z otwartymi na oścież wrotami, wypełniając ulice dźwiękami gongów, cymbałów, czy też - w przypadku co bardziej konserwatywnych religii fundamentalistycznych - krótkimi wrzaskami ofiar. Były sklepy, których niezwykłe towary wysypywały się na chodniki. Zdawało się, że jest też sporo przyjaźnie nastawionych młodych dam, których nie stać na porządne odzienie. Były pochodnie, żonglerzy i wszelkiej maści dostawcy natychmiastowej transcendencji.
Terry Pratchett
Aldous Huxley
Stara lady przechadzała się samotnie po ogrodzie, w swej dziwacznej chustce i kapeluszu, podpierając się zdobną w okucia laską z jakiegoś czarnego drzewa. Gdy zsiadłem z konia i podszedłem do niej z szarmanckim ukłonem, zaczerwieniła się gwałtownie i podniosła głowę do góry, jak to, wyobrażałem sobie, zwykły czynić cesarzowe.
- Co ciebie sprowadza ku moim niskim progom? - wykrzyknęła wysokim, nosowym dyszkantem.- Nie ścierpię tego! Wszyscy mężczyźni z mojej rodziny są już w grobie. Nie mam męża ni brata, ni swata, by trzymał straż u moich wrót. Byle hultaj może targać mnie za brodę... a najgorzej broda mi naprawdę rośnie!- dodała na poły do siebie.
Stropiło mnie takie przyjęcie, a słysząc jej ostatnią niedorzeczną uwagę, zapomniałem do reszty języka w gębie.
Robert Louis Stevenson
Ankh-Morpork jest tak pełne życia jak dojrzewający ser w upalny dzień, głośne jak klątwa w katedrze, jaskrawe jak plama oleju, barwne jak siniak i szumiące od działalności, interesów, ruchu i czystej, rozbuchanej aktywności niczym zdechły pies na kopcu termitów. Stały tam świątynie z otwartymi na oścież wrotami, wypełniając ulice dźwiękami gongów, cymbałów, czy też - w przypadku co bardziej konserwatywnych religii fundamentalistycznych - krótkimi wrzaskami ofiar. Były sklepy, których niezwykłe towary wysypywały się na chodniki. Zdawało się, że jest też sporo przyjaźnie nastawionych młodych dam, których nie stać na porządne odzienie. Były pochodnie, żonglerzy i wszelkiej maści dostawcy natychmiastowej transcendencji.
Terry Pratchett