była ciemna, ale po chwili zaczęły się w środku zapalać kolejne światła. Najpierw na dole, w kuchni, potem w pokoju Bartka, a na koniec rozjaśnił się strych. Uśpiony przez lata dom budził się do życia.
Krystyna Mirek
W pierwszym liście była biała kartka. Odwróciłem ją, przysunąłem do twarzy, odsunąłem potem, badając ją pod światło, zauważyłem okrągłą plamkę, która rozmiękczała fakturę papieru, przez co jego kolor ściemniał. Rozpoznałem łzę: mama płakała po moim wyjeździe.
W drugim nie było żadnej kartki. W głębi, wciśnięty w zagięcia koperty, tkwił tylko miękki kawałek bladej, żółtej wełny, włochate pasemko moheru, z którego robiła mi w dzieciństwie ubrania na drutach. To znaczyło: tulę się do siebie.
W trzecim liście nie było nic. Potrząsałem nim kilka razy, chcąc odnaleźć jakiś szczegół, który może mi umknął. Wreszcie, drąc kopertę, dojrzałem na jej wewnętrznej stronie odcisk szminki, który szeptał: "Całuję cię".
Wymowa czwartego była jasna: zawierał szary kamień, trójkątny otoczak o zaokrąglonych brzegach, którego waga wymagała kosztownego znaczka. Mama wyznawała: "Ciężko mi na sercu".
Piąty sprawił mi najwięcej problemu: zawierał piórko. Wydawało mi się, że mówi: "Napisz do mnie", ale potem zauważyłem, że to gołębie piórko, które można rozpoznać po zmieniającym się odcieniu: od koloru kości słoniowej u nasady, popielatego na bokach, wreszcie we wszystkich kolorach tęczy na czubku. W takim razie wiadomość można było odczytać jeszcze na dwa sposoby, albo: "Gdzie jesteś?", albo "Wróć", ponieważ gołąb pocztowy ma wracać do domu. Czy za tym drugim kryło się wołanie o pomoc?
Szósty list najpierw mnie pocieszył: znajdowałą się w nim stara psia obrożą z popsutym zamknięciem. Mama uspokajała mnie: "Jesteś wolny". Ponieważ była to ostatnia wiadomość, w końcu jednak zwątpiłem - mogła też znaczyć: "Odszedłeś i nic mnie to nie obchodzi:.
Éric-Emmanuel Schmitt
Krystyna Mirek
W pierwszym liście była biała kartka. Odwróciłem ją, przysunąłem do twarzy, odsunąłem potem, badając ją pod światło, zauważyłem okrągłą plamkę, która rozmiękczała fakturę papieru, przez co jego kolor ściemniał. Rozpoznałem łzę: mama płakała po moim wyjeździe.
W drugim nie było żadnej kartki. W głębi, wciśnięty w zagięcia koperty, tkwił tylko miękki kawałek bladej, żółtej wełny, włochate pasemko moheru, z którego robiła mi w dzieciństwie ubrania na drutach. To znaczyło: tulę się do siebie.
W trzecim liście nie było nic. Potrząsałem nim kilka razy, chcąc odnaleźć jakiś szczegół, który może mi umknął. Wreszcie, drąc kopertę, dojrzałem na jej wewnętrznej stronie odcisk szminki, który szeptał: "Całuję cię".
Wymowa czwartego była jasna: zawierał szary kamień, trójkątny otoczak o zaokrąglonych brzegach, którego waga wymagała kosztownego znaczka. Mama wyznawała: "Ciężko mi na sercu".
Piąty sprawił mi najwięcej problemu: zawierał piórko. Wydawało mi się, że mówi: "Napisz do mnie", ale potem zauważyłem, że to gołębie piórko, które można rozpoznać po zmieniającym się odcieniu: od koloru kości słoniowej u nasady, popielatego na bokach, wreszcie we wszystkich kolorach tęczy na czubku. W takim razie wiadomość można było odczytać jeszcze na dwa sposoby, albo: "Gdzie jesteś?", albo "Wróć", ponieważ gołąb pocztowy ma wracać do domu. Czy za tym drugim kryło się wołanie o pomoc?
Szósty list najpierw mnie pocieszył: znajdowałą się w nim stara psia obrożą z popsutym zamknięciem. Mama uspokajała mnie: "Jesteś wolny". Ponieważ była to ostatnia wiadomość, w końcu jednak zwątpiłem - mogła też znaczyć: "Odszedłeś i nic mnie to nie obchodzi:.
Éric-Emmanuel Schmitt