ósmej wieczorem, imprez wokół basenu, zapachu chloru i hamburgerów na grillu: a jeszcze głębiej są drzewa podświetlone na czerwono i pomarańczowo, jak płomienie, i garze wino z przyprawami, i szron, który topnieje w południe - jedna warstwa życia na drugiej, zawsze coś więcej, coś nowego, intensywnego.
Lauren Oliver
- Przepraszam, tato. Bardzo przepraszam – wyszeptał błagalnie. – To się więcej nie powtórzy.
– To się już powtórzyło!! – wrzasnął ojciec i rozpoczął wymierzanie kary. Druga ręka, ukryta dotąd za plecami, przecięła ze świstem powietrze podwójnym kablem, który okręcił się wokół chłopaka. Potem spadły kolejne razy w akompaniamencie wyzwisk i astmatycznego sapania. Bydlak nie miał za grosz kondychy, ale kablem potrafił wywijać, jakby brał udział w zawodach z bicia dzieci i koniecznie chciał w nich zgarnąć złoty medal.
Michał osłonił głowę, zacisnął zęby i powieki do granic możliwości i postarał się szybko znaleźć na pokładzie pirackiego okrętu, po którym właśnie Długi John Silver kuśtykał na jednej nodze. Ujrzał błękitne, skąpane w słońcu morze i usłyszał radosny śpiew pirackiej załogi, która właśnie stoczyła jakąś zwycięską potyczkę i zgarnęła okazałe łupy. Poczuł na twarzy morską bryzę. Co prawda słoną jak łzy, lecz cudownie orzeźwiającą. Płynął ku wielkiej przygodzie. Wprost na horyzont ...
K. S. Rutkowski
Lauren Oliver
- Przepraszam, tato. Bardzo przepraszam – wyszeptał błagalnie. – To się więcej nie powtórzy.
– To się już powtórzyło!! – wrzasnął ojciec i rozpoczął wymierzanie kary. Druga ręka, ukryta dotąd za plecami, przecięła ze świstem powietrze podwójnym kablem, który okręcił się wokół chłopaka. Potem spadły kolejne razy w akompaniamencie wyzwisk i astmatycznego sapania. Bydlak nie miał za grosz kondychy, ale kablem potrafił wywijać, jakby brał udział w zawodach z bicia dzieci i koniecznie chciał w nich zgarnąć złoty medal.
Michał osłonił głowę, zacisnął zęby i powieki do granic możliwości i postarał się szybko znaleźć na pokładzie pirackiego okrętu, po którym właśnie Długi John Silver kuśtykał na jednej nodze. Ujrzał błękitne, skąpane w słońcu morze i usłyszał radosny śpiew pirackiej załogi, która właśnie stoczyła jakąś zwycięską potyczkę i zgarnęła okazałe łupy. Poczuł na twarzy morską bryzę. Co prawda słoną jak łzy, lecz cudownie orzeźwiającą. Płynął ku wielkiej przygodzie. Wprost na horyzont ...
K. S. Rutkowski