windach, jo-jo, zaraz sobie przypominam, że istnieją naprawdę, dzieją się w Nazewnątrz wszystkie razem. Głowa mi się od tego męczy (…) Ale mnie tam nie ma, mnie ani Mamy, tylko nas tam nie ma. Czy my jeszcze jesteśmy naprawdę?
Emma Donoghue
Oto, drogi Bernardzie-Henri, pierwsze źródło (źródło, które uznaję za zaszczytne) mojego niezaangażowania: pewna ideologiczna skromność granicząca z ateizmem. Rosjanie z całą pewnością nie mają poczucia, że żyją w demokracji. Myślę, że dość powszechnie to olewają, a kimże ja jestem, by wytykać im błędy? Przez wiele lat mieszkałem w kraju (Francja), w którym dysponowałem prawem głosu, lecz wcale z niego nie korzystałem. Na płaszczyźnie politycznej ciągle podejmowano różne działania, zwłaszcza w kwestii zdrowia publicznego, które całkowicie potępiałem. Przywołam luźno zakaz głupi i uparty, produktów uznawanych za „narkotyki”; niekończące się i nudne kampanie przeciwko alkoholizmowi, za używaniem prezerwatyw, przeciwko kokainie, słodzonym pokarmom – cóż tam jeszcze? Absurdalną niemożliwość kupienia bez recepty powszechnie używanych lekarstw. I bardziej od wszystkiego innego, co samo w sobie symbolizuje całą resztę, powolne, nieubłagane kleszcze, które w przeciągu kilku lat zacisnęły się nad osobami palącymi. Wszystko to w znacznym stopniu przyczyniło się do tego, że odizolowałem się od świata, i uczyniło ze mnie kogoś, kto absolutnie nie uważa się za obywatela. Niestety, nie przesadzam: stopniowo przyzwyczaiłem się postrzegać przestrzeń publiczną jako wrogie terytorium, upstrzone upokarzającymi i absurdalnymi zakazami przez które przechodzę tak szybko, jak tylko to możliwe, by udać się z jednego prywatnego mieszkania do innego prywatnego mieszkania. Terytorium, na którym w każdym razie absolutnie nie jestem mile widziany, gdzie nie mam własnego miejsca i gdzie nic miłego i ciekawego mnie nie spotka.
Michel Houellebecq
Emma Donoghue
Oto, drogi Bernardzie-Henri, pierwsze źródło (źródło, które uznaję za zaszczytne) mojego niezaangażowania: pewna ideologiczna skromność granicząca z ateizmem. Rosjanie z całą pewnością nie mają poczucia, że żyją w demokracji. Myślę, że dość powszechnie to olewają, a kimże ja jestem, by wytykać im błędy? Przez wiele lat mieszkałem w kraju (Francja), w którym dysponowałem prawem głosu, lecz wcale z niego nie korzystałem. Na płaszczyźnie politycznej ciągle podejmowano różne działania, zwłaszcza w kwestii zdrowia publicznego, które całkowicie potępiałem. Przywołam luźno zakaz głupi i uparty, produktów uznawanych za „narkotyki”; niekończące się i nudne kampanie przeciwko alkoholizmowi, za używaniem prezerwatyw, przeciwko kokainie, słodzonym pokarmom – cóż tam jeszcze? Absurdalną niemożliwość kupienia bez recepty powszechnie używanych lekarstw. I bardziej od wszystkiego innego, co samo w sobie symbolizuje całą resztę, powolne, nieubłagane kleszcze, które w przeciągu kilku lat zacisnęły się nad osobami palącymi. Wszystko to w znacznym stopniu przyczyniło się do tego, że odizolowałem się od świata, i uczyniło ze mnie kogoś, kto absolutnie nie uważa się za obywatela. Niestety, nie przesadzam: stopniowo przyzwyczaiłem się postrzegać przestrzeń publiczną jako wrogie terytorium, upstrzone upokarzającymi i absurdalnymi zakazami przez które przechodzę tak szybko, jak tylko to możliwe, by udać się z jednego prywatnego mieszkania do innego prywatnego mieszkania. Terytorium, na którym w każdym razie absolutnie nie jestem mile widziany, gdzie nie mam własnego miejsca i gdzie nic miłego i ciekawego mnie nie spotka.
Michel Houellebecq