paszport, jakieś pieniądze, powinienem wybierać się w drogę, żeby sprawdzić, jak jest naprawdę. Zawsze gdy zmienia się pora roku albo pogoda, powinienem zwijać najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszać we wszystkie te miejsca, gdzie już byłem, żeby przekonać się, czy jeszcze istnieją.
Andrzej Stasiuk
Idąc, trzymaliśmy się za ręce. Kiedy znaleźliśmy się na wysokiej skarpie, skąd widać było ogromną, srebrzystą taflę jeziora, Janusz odezwał się cicho:
- Tu spotkaliśmy się pamiętasz?
Po chwili schodziliśmy już po piaszczystej skarpie w dół, żeby jak najszybciej znaleźć się na przystani. Usiedliśmy na deskach, opuściwszy nogi nad wodę i patrzyliśmy w dal. Janusz objął mnie. Czuliśmy się ze sobą dobrze, byliśmy szczęśliwi. Daleko od nas, gdzieś na horyzoncie pływały żaglówki. Nieopodal w gęstwinie trzcin, sitowia i tataraku odezwała się dzika kaczka, mieszkanka jeziornych szuwarów, a nasza dobra znajoma.
Przepływający bardzo blisko perkoz nagle zniknął pod wodą, żeby za chwilę wypłynąć sto metrów dalej. Zaszumiał tatarak. Świecące coraz mocniej słońce odbijało się w wodzie.
Nic nie mówiliśmy. Siedzieliśmy na deskach pomostu przytuleni, zasłuchani w siebie, w bicie własnych serc, zafascynowani sobą, dotykiem, spełnieniem.
- Ułożyłam dla ciebie wiersz. Chcesz posłuchać? - zapytałam po chwili nieśmiało.
- Proszę - szepnął ledwie dosłyszalnie.
Patrząc na jezioro mówiłam:
Stałam dzisiaj na skarpie
I widziałam słońce
Wtopione w jezioro.
Srebrzysta tafla mieniła się
Blaskiem światła.
Moja dusza i ciało
Promieniowały szczęściem.
Przytuliłam się do drzewa
I zamknęłam oczy.
Marząc, że to ty mnie obejmujesz.
Gorący płomień
Wypełnił serce
I na chwilę przestałam istnieć...
Kiedy skończyłam,mój mężczyzna przygarnął mnie czule i powiedział: - Ile ktoś tam na górze dał nam tego letniego słońca? I na jak długo? Nie wiemy. Ale dzisiaj go mamy, i tę srebrzystą wodę, i szumiący tatarak, i siebie. Zawsze będę niebiosom za ciebie dziękował. Aż do końca swoich dni.
- A wiesz, jaki tytuł ma ten wierszyk? - zapytałam.
- "Marzenie".
Barbara Iskra Kozińska
Andrzej Stasiuk
Idąc, trzymaliśmy się za ręce. Kiedy znaleźliśmy się na wysokiej skarpie, skąd widać było ogromną, srebrzystą taflę jeziora, Janusz odezwał się cicho:
- Tu spotkaliśmy się pamiętasz?
Po chwili schodziliśmy już po piaszczystej skarpie w dół, żeby jak najszybciej znaleźć się na przystani. Usiedliśmy na deskach, opuściwszy nogi nad wodę i patrzyliśmy w dal. Janusz objął mnie. Czuliśmy się ze sobą dobrze, byliśmy szczęśliwi. Daleko od nas, gdzieś na horyzoncie pływały żaglówki. Nieopodal w gęstwinie trzcin, sitowia i tataraku odezwała się dzika kaczka, mieszkanka jeziornych szuwarów, a nasza dobra znajoma.
Przepływający bardzo blisko perkoz nagle zniknął pod wodą, żeby za chwilę wypłynąć sto metrów dalej. Zaszumiał tatarak. Świecące coraz mocniej słońce odbijało się w wodzie.
Nic nie mówiliśmy. Siedzieliśmy na deskach pomostu przytuleni, zasłuchani w siebie, w bicie własnych serc, zafascynowani sobą, dotykiem, spełnieniem.
- Ułożyłam dla ciebie wiersz. Chcesz posłuchać? - zapytałam po chwili nieśmiało.
- Proszę - szepnął ledwie dosłyszalnie.
Patrząc na jezioro mówiłam:
Stałam dzisiaj na skarpie
I widziałam słońce
Wtopione w jezioro.
Srebrzysta tafla mieniła się
Blaskiem światła.
Moja dusza i ciało
Promieniowały szczęściem.
Przytuliłam się do drzewa
I zamknęłam oczy.
Marząc, że to ty mnie obejmujesz.
Gorący płomień
Wypełnił serce
I na chwilę przestałam istnieć...
Kiedy skończyłam,mój mężczyzna przygarnął mnie czule i powiedział: - Ile ktoś tam na górze dał nam tego letniego słońca? I na jak długo? Nie wiemy. Ale dzisiaj go mamy, i tę srebrzystą wodę, i szumiący tatarak, i siebie. Zawsze będę niebiosom za ciebie dziękował. Aż do końca swoich dni.
- A wiesz, jaki tytuł ma ten wierszyk? - zapytałam.
- "Marzenie".
Barbara Iskra Kozińska