się wiedziało wcześniej, wydaje się błędne lub niezrozumiałe. To wszystko wali się, całe moje jestestwo, bycie, kruszy się, rozpada, i nie można pozbierać kawałków. Następnego dnia trzeba wstać z łóżka jako względna całość i funkcjonować, by nie odwieziono do psychiatryka.
Barbara Rosiek
Wytarłszy ręce o fartuch, Hallie poszła sprawdzić, co robią bliźniacy. Z progu kuchennych drzwi zobaczyła trzęsące się liście na drzewie. Po chwili ujrzała też Kita. Odsunął gałąź i zerknął ku chłopcom, stojącym na dole.
- Czy to na pewno ma być na tej gałęzi? - spytał, wskazując drewnianą platformę, którą usiłował przybić do drzewa. Chłopcy skinęli głowami. - No, dobrze. - Młotek znów poszedł w ruch. Nagle rozległo się
przeszywające miauknięcie. - Liv, do pioruna! Trzymaj koty z dala od tego drzewa, póki nie skończę! - Kit zrzucił dwa czarno-białe kociaki prosto w jej objęcia. Dziewczynka posadziła je sobie na ramionach i dalej przyglądała się, jak Kit buduje dom na drzewie. Znów zastukał młotek. Hallie już zamykała drzwi, gdy dobiegł ją głośny trzask. Wyjrzała akurat w porę, by zobaczyć, jak gałąź, platforma i fura liści spadają na ziemię wraz z jej mężem. Zamknęła drzwi, żeby nie było słychać, jak się śmieje, a potem przez okno obserwowała, jak Kit gramoli się spomiędzy połamanych gałęzi. Wstał, otrzepał się i popatrzył gniewnie w stronę piętra, skąd na całe podwórze niósł się radosny śmiech Maddie. Dzieci wykazały dużo rozsądku, bo znikły z widnokręgu. Głośno tupiąc, Kit ruszył w stronę domu, więc Hallie odwróciła się w stronę blachy i zaczęła mieszać w pustym garnku. Gdy trzasnęły drzwi, z wystudiowanym uśmiechem odwróciła się do męża. Stał za nią, we włosach wciąż miał mnóstwo liści i drobnych gałązek i prezentował swoje sławne mordercze spojrzenie. Hallie obejrzała go od stóp do głów i spytała: - Spadłeś ostatnio z jakiegoś drzewa? Kit wyszczerzył zęby w uśmiechu. Naśladując Hallie, przyjrzał jej się od góry do dołu, na chwilę zatrzymując wzrok na dużym brzuchu. Objął ją delikatnie. - Wlazłaś ostatnio do cudzego łóżka? - Tylko do twojego, kochanie - odszepnęła tuż przy jego wargach. A potem Kit ją pocałował, czule i z wielką miłością. I Hallie była pewna, że ich dusze za chwilę będą krzyczeć.
Jill Barnett
Barbara Rosiek
Wytarłszy ręce o fartuch, Hallie poszła sprawdzić, co robią bliźniacy. Z progu kuchennych drzwi zobaczyła trzęsące się liście na drzewie. Po chwili ujrzała też Kita. Odsunął gałąź i zerknął ku chłopcom, stojącym na dole.
- Czy to na pewno ma być na tej gałęzi? - spytał, wskazując drewnianą platformę, którą usiłował przybić do drzewa. Chłopcy skinęli głowami. - No, dobrze. - Młotek znów poszedł w ruch. Nagle rozległo się
przeszywające miauknięcie. - Liv, do pioruna! Trzymaj koty z dala od tego drzewa, póki nie skończę! - Kit zrzucił dwa czarno-białe kociaki prosto w jej objęcia. Dziewczynka posadziła je sobie na ramionach i dalej przyglądała się, jak Kit buduje dom na drzewie. Znów zastukał młotek. Hallie już zamykała drzwi, gdy dobiegł ją głośny trzask. Wyjrzała akurat w porę, by zobaczyć, jak gałąź, platforma i fura liści spadają na ziemię wraz z jej mężem. Zamknęła drzwi, żeby nie było słychać, jak się śmieje, a potem przez okno obserwowała, jak Kit gramoli się spomiędzy połamanych gałęzi. Wstał, otrzepał się i popatrzył gniewnie w stronę piętra, skąd na całe podwórze niósł się radosny śmiech Maddie. Dzieci wykazały dużo rozsądku, bo znikły z widnokręgu. Głośno tupiąc, Kit ruszył w stronę domu, więc Hallie odwróciła się w stronę blachy i zaczęła mieszać w pustym garnku. Gdy trzasnęły drzwi, z wystudiowanym uśmiechem odwróciła się do męża. Stał za nią, we włosach wciąż miał mnóstwo liści i drobnych gałązek i prezentował swoje sławne mordercze spojrzenie. Hallie obejrzała go od stóp do głów i spytała: - Spadłeś ostatnio z jakiegoś drzewa? Kit wyszczerzył zęby w uśmiechu. Naśladując Hallie, przyjrzał jej się od góry do dołu, na chwilę zatrzymując wzrok na dużym brzuchu. Objął ją delikatnie. - Wlazłaś ostatnio do cudzego łóżka? - Tylko do twojego, kochanie - odszepnęła tuż przy jego wargach. A potem Kit ją pocałował, czule i z wielką miłością. I Hallie była pewna, że ich dusze za chwilę będą krzyczeć.
Jill Barnett