dnia poczuje na policzku delikatny podmuch, to będzie mój oddech. A gdy w nocy chłodny wiatr wzburzy jej włosy, to będzie przechodził obok mój cień. - Z tą złowieszczą groźbą na ustach Cale odwrócił się przed siebie...
Paul Hoffman
(…) stale żyliśmy w półmroku, ponieważ należało oszczędzać. Rodzice wymienili czterdziestowatową żarówkę na dwudziestkępiątkę nie tylko ze względu na wydatki, głównie dlatego, że jasne światło to rozrzutność, a rozrzutność jest rzeczą niemoralną. Do naszego ciasnego mieszkania nieustannie pchała się cała cierpiąca połowa ludzkości: głodujące dzieci z Indii, przez które zawsze musiałem zjadać wszystko z talerza, nielegalni imigranci ocaleni z hitlerowskiego piekła, których Brytyjczycy wygnali do blaszanych baraków w obozach na Cyprze, sieroty w podartych łachmanach błąkające się po zaśnieżonych lasach zrujnowanej Europy. Ojciec często do drugiej w nocy przesiadywał pochylony nad biurkiem i wypatrywał sobie oczy przy świetle anemicznej dwudziestkipiątki, bo czułby się niezręcznie, używając mocniejszej żarówki: wszak pionierzy w kibucach Galilei noc w noc siadają w namiotach i układają wiersze albo traktaty filozoficzne przy drgającym płomyku świecy – jakże więc można patrzeć na to obojętnie? Siedzieć sobie jak ten Rothschild w blasku czterdziestowatówki? A co powiedzą sąsiedzi, jeśli ni stąd, ni zowąd zobaczą u nas feerię świateł jak na gali balowej? Uważał więc za słuszne psuć sobie oczy, żeby nie kłuć w nie innych.
Amos Oz
Paul Hoffman
(…) stale żyliśmy w półmroku, ponieważ należało oszczędzać. Rodzice wymienili czterdziestowatową żarówkę na dwudziestkępiątkę nie tylko ze względu na wydatki, głównie dlatego, że jasne światło to rozrzutność, a rozrzutność jest rzeczą niemoralną. Do naszego ciasnego mieszkania nieustannie pchała się cała cierpiąca połowa ludzkości: głodujące dzieci z Indii, przez które zawsze musiałem zjadać wszystko z talerza, nielegalni imigranci ocaleni z hitlerowskiego piekła, których Brytyjczycy wygnali do blaszanych baraków w obozach na Cyprze, sieroty w podartych łachmanach błąkające się po zaśnieżonych lasach zrujnowanej Europy. Ojciec często do drugiej w nocy przesiadywał pochylony nad biurkiem i wypatrywał sobie oczy przy świetle anemicznej dwudziestkipiątki, bo czułby się niezręcznie, używając mocniejszej żarówki: wszak pionierzy w kibucach Galilei noc w noc siadają w namiotach i układają wiersze albo traktaty filozoficzne przy drgającym płomyku świecy – jakże więc można patrzeć na to obojętnie? Siedzieć sobie jak ten Rothschild w blasku czterdziestowatówki? A co powiedzą sąsiedzi, jeśli ni stąd, ni zowąd zobaczą u nas feerię świateł jak na gali balowej? Uważał więc za słuszne psuć sobie oczy, żeby nie kłuć w nie innych.
Amos Oz