Płynąłem wzdłuż równika, słyszałem odrażający śmiech zielono szczękiej hieny, widziałem szakala o jedwabistym
ogonie, dick-dicka i cętkowanego lamparta, zwierzęta pozostawione w ogrodach Edenu. Jej smutek rozszerzył się później jak dziób pancernika, a gdy tonęła, wyparta przez nią woda zalała mi uszy. Z przepłukiwanego szlamu wyślizgnęły się szafiry przemywane przez wesołe neurony, a widmo uległo rozszczepieniu i pochyliły się okrężnice burt. Usłyszałem cichy jak stąpnięcie lwa obrót armatnich lawet, zobaczyłem, jak działa wypluły z siebie rzygowiny i ślinę; firmament przekrzywił się i zgasły wszystkie gwiazdy. Kruczoczarny ocean krwawił, a pogrążone w kontemplacji komety kołysały kęsy nowo narodzonego, właśnie nabrzmiałego ciała, podczas gdy krążące w górze ptaki wykonywały karkołomne ewolucje, a z nieba - tworu halucynacji - spadła waga z moździerzem, tłuczkiem i przesłoniętymi oczyma sprawiedliwości.
Henry Miller
Pamięta pan swoją najtrudniejszą rozmowę z pacjentem i jego rodzicami? Domyślam się, że część chorych nie jest w stanie pogodzić się z tym, co ma im pan do przekazania.
Zdecydowana większość nie chce się z tym pogodzić. Trudno powiedzieć, która rozmowa jest najtrudniejsza, bo każda jest inna, a wszystkie są bardzo trudne. Poza tym w ogóle trudno powiedzieć, co tu jest trudniejsze, a co łatwiejsze. Często coś, co pozornie wygląda na proste, tak naprawdę jest bardzo trudne. Kiedy wiem, że rozmowa była dobra? Kiedy pacjent płacze. Wiem wtedy, że z tym człowiekiem jest dobrze, że ma dobrą reakcję i wiadomo, co dalej trzeba będzie robić. Najgorzej trzeba się martwić o osoby, które nic… próbują stworzyć pozór, że są z kamienia i wszystko przyjmą. Z tymi jest źle. Nie ma ludzi z kamienia.
Tomasz Marzec
- Pan naprawdę mnie nie pamięta? - spytała.
Zawahał się. Wiele dziewcząt z jego dzieciństwa miało wystające skuły policzków, ciemne skośnawe oczy i usta złożone jak do pocałunku.
- Nie pamiętam, dziecko. Wszystkie twarze mi się plączą. Wszyscy są podobni do siebie, Matko Święta, ja się tak starzeję.
- Byliśmy w tym samym sanatorium gruźliczym. W górach, a właściwie w dolinie między górami nad potokiem z lodowatą wodą, w której próbowaliśmy pływać latem. Pan się przyjaźnił z takim jednym bez nogi. Jego ojciec był dowódcą akowskim, a matka przedwojenną aktorką.
- Tak, leżałem w takim sanatorium. Ale to było strasznie dawno.
- Na wieczorku zapoznawczym pan mnie pocałował. I obiecał miłość aż do śmierci.
- Obiecywałem? Tak, chyba wiele razy obiecywałem. Zawsze szczerze, bo ja każdą kobietę, którą pokochałem, chciałem kochać do śmierci.
Tadeusz Konwicki
Henry Miller
Pamięta pan swoją najtrudniejszą rozmowę z pacjentem i jego rodzicami? Domyślam się, że część chorych nie jest w stanie pogodzić się z tym, co ma im pan do przekazania.
Zdecydowana większość nie chce się z tym pogodzić. Trudno powiedzieć, która rozmowa jest najtrudniejsza, bo każda jest inna, a wszystkie są bardzo trudne. Poza tym w ogóle trudno powiedzieć, co tu jest trudniejsze, a co łatwiejsze. Często coś, co pozornie wygląda na proste, tak naprawdę jest bardzo trudne. Kiedy wiem, że rozmowa była dobra? Kiedy pacjent płacze. Wiem wtedy, że z tym człowiekiem jest dobrze, że ma dobrą reakcję i wiadomo, co dalej trzeba będzie robić. Najgorzej trzeba się martwić o osoby, które nic… próbują stworzyć pozór, że są z kamienia i wszystko przyjmą. Z tymi jest źle. Nie ma ludzi z kamienia.
Tomasz Marzec
- Pan naprawdę mnie nie pamięta? - spytała.
Zawahał się. Wiele dziewcząt z jego dzieciństwa miało wystające skuły policzków, ciemne skośnawe oczy i usta złożone jak do pocałunku.
- Nie pamiętam, dziecko. Wszystkie twarze mi się plączą. Wszyscy są podobni do siebie, Matko Święta, ja się tak starzeję.
- Byliśmy w tym samym sanatorium gruźliczym. W górach, a właściwie w dolinie między górami nad potokiem z lodowatą wodą, w której próbowaliśmy pływać latem. Pan się przyjaźnił z takim jednym bez nogi. Jego ojciec był dowódcą akowskim, a matka przedwojenną aktorką.
- Tak, leżałem w takim sanatorium. Ale to było strasznie dawno.
- Na wieczorku zapoznawczym pan mnie pocałował. I obiecał miłość aż do śmierci.
- Obiecywałem? Tak, chyba wiele razy obiecywałem. Zawsze szczerze, bo ja każdą kobietę, którą pokochałem, chciałem kochać do śmierci.
Tadeusz Konwicki