by wiedzieć, kiedy lepiej milczeć. (…) Od czasu do czasu zdarzały im się takie chwile, chwile ciepła i cichej bliskości, które przypominały mu wczesne lata ich małżeństwa, lata przed wypadkiem. „Wypadek” - to etykieta ważąca tonę, którą opatrywał wydarzenie z przeszłości, by jego ostre jak brzytwa szczegóły nie kroiły mu serca na kawałki. Wypadek - śmierć - który spowodował zaćmienie słońca, zmienił ich małżeństwo w dziwną mieszaninę przyzwyczajeń, obowiązków, trudnej przyjaźni i rzadkich momentów nadziei - momentów, gdy pojawiało się między nimi coś jasnego i przejrzystego jak diament, przypominając mu, że kiedyś tak właśnie było i że może tak być w przyszłości.
John Verdon
I pojechałem, tyle że najpierw przeleciałem w sypialni Bunty.
Nie spieszyłem się jednak, z nowymi dupami tak trzeba. Z nowymi laskami robię z reguły tak, że zamykam się z nimi na weekend, rozpieszczam je długą grą wstępną, szampanem, jedzeniem i uwagą skupioną na niedorzecznych pierdołach, które nawijają. To zwykle wystarcza, żeby móc je od czasu do czasu przeruchać przez kolejne parę miesięcy. Z początku trzeba się jak najbardziej postarać, żeby wiedziała, że cię na to stać, i mogła potem wyrzucać sobie, że nie jest w stanie na nowo rozpalić w tobie tamtej pasji. Najlepsi kochankowie wiedzą, że z daną laską wystarczy być dobry raz. Jak uda się za pierwszym razem, to potem można właściwie robić, co się człowiekowi żywnie podoba. Koniec końców skapują, że jesteś w zasadzie samolubnym kutasem, zwykle po paru latach bezowocnej autoanalizy, ale ty tymczasem masz ich już dość i ruchasz kogoś innego.
Irvine Welsh
Małżeństwa nie powinny być zawierane w tym stanie chorobowym, jakim jest tak zwane zakochanie. To powinno być prawnie zakazane. Jeśli nie przez cały rok, to przynajmniej od marca do maja, kiedy ten stan staje się z powodu zakłócenia mechanizmu wydzielania hormonów powszechny i objawy szczególnie nasilone. Powinno się najpierw iść na odwyk, porządnie się odtruć i potem dopiero powrócić do myśli o małżeństwie. W stanie, w jakim są zakochani ludzie, dopamina przelewa się im przez kanały rozsądnego myślenia i zatapia mózg. Szczególnie lewą półkulę. To udowodniono najpierw na szczurach, potem na szympansa, a ostatnio na ludziach. Gdyby zakochanie trwało zbyt długo, ludzie umieraliby z wyczerpania, arytmii lub tachykardii serca, głodu albo syndromu odstawienia snu. Ci, co by jednak nie umarli, w najlepszym wypadku skończyliby w szpitalu wariatów.
Janusz Leon Wiśniewski
John Verdon
I pojechałem, tyle że najpierw przeleciałem w sypialni Bunty.
Nie spieszyłem się jednak, z nowymi dupami tak trzeba. Z nowymi laskami robię z reguły tak, że zamykam się z nimi na weekend, rozpieszczam je długą grą wstępną, szampanem, jedzeniem i uwagą skupioną na niedorzecznych pierdołach, które nawijają. To zwykle wystarcza, żeby móc je od czasu do czasu przeruchać przez kolejne parę miesięcy. Z początku trzeba się jak najbardziej postarać, żeby wiedziała, że cię na to stać, i mogła potem wyrzucać sobie, że nie jest w stanie na nowo rozpalić w tobie tamtej pasji. Najlepsi kochankowie wiedzą, że z daną laską wystarczy być dobry raz. Jak uda się za pierwszym razem, to potem można właściwie robić, co się człowiekowi żywnie podoba. Koniec końców skapują, że jesteś w zasadzie samolubnym kutasem, zwykle po paru latach bezowocnej autoanalizy, ale ty tymczasem masz ich już dość i ruchasz kogoś innego.
Irvine Welsh
Małżeństwa nie powinny być zawierane w tym stanie chorobowym, jakim jest tak zwane zakochanie. To powinno być prawnie zakazane. Jeśli nie przez cały rok, to przynajmniej od marca do maja, kiedy ten stan staje się z powodu zakłócenia mechanizmu wydzielania hormonów powszechny i objawy szczególnie nasilone. Powinno się najpierw iść na odwyk, porządnie się odtruć i potem dopiero powrócić do myśli o małżeństwie. W stanie, w jakim są zakochani ludzie, dopamina przelewa się im przez kanały rozsądnego myślenia i zatapia mózg. Szczególnie lewą półkulę. To udowodniono najpierw na szczurach, potem na szympansa, a ostatnio na ludziach. Gdyby zakochanie trwało zbyt długo, ludzie umieraliby z wyczerpania, arytmii lub tachykardii serca, głodu albo syndromu odstawienia snu. Ci, co by jednak nie umarli, w najlepszym wypadku skończyliby w szpitalu wariatów.
Janusz Leon Wiśniewski