się z tym zmagać i czuć się tak, jakbym walczyła o każdy oddech. Musiałam tylko pamiętać, że zawsze ma się wybór. A ja wybrałam życie. Wybrałam miłość. Wybrałam, że będę oddychać.
Rebecca Donovan
Roztarte pomiędzy palcami błoto rozsypało się po podłodze, a dystans, z jakim obserwowała jego powolną dezintegrację, prysnął, rozbity w drobny mak w zderzeniu wspomnień ostatniego wieczoru z wizją stojącego w drzwiach podglądacza. Poczuła, że zalewa ją fala mdłości i z trudem dobiegła do zlewu. Jej pusty żołądek wykręciła seria jałowych, duszących spazmów, a trzęsące się ręce z trudem odkręciły kurek z zimną wodą i gubiąc zbyt wiele kropel, przetarły lepkie od potu czoło. Wciąż jeszcze wydawało jej się, że jest dosyć spokojna, choć jej ciało miało na ten temat wyraźnie odmienną opinię. Zebrała myśli i torsje wróciły. Tak jakby organizm odrzucał myśl o stojącej w drzwiach jej sypialni osobie. Obserwującej ją w łóżku z Tomaszem, patrzącej, jak siada na nim okrakiem, rozpina mu spodnie i całuje go w usta. Gapiącej się na nich przez cały czas, kiedy się kochali, niczym jeden z tych pozbawionych wigoru i pewności siebie mężczyzn, których widywała niekiedy wychodzących ukradkiem z mało dyskretnie oznakowanych przybytków wzrokowej rozkoszy. Zawstydzonych własną słabością, pełnych skruchy i wyrzutów sumienia, a równocześnie pewnych, że wcześniej czy później wrócą w to miejsce na kolejny peep-show. Wzdrygnęła się i przez moment widziała pod powiekami oglądany przez wojerystę występ. Swoje pośladki i masywne uda Tomasza. Jego dłonie trzymające jej talię i rozpuszczone włosy, których końce łaskotały ją po łopatkach. Scenę, która byłaby ładna, gdyby nie czający się przy framudze cień obcego mężczyzny.
Anna Zacharzewska
Rebecca Donovan
Roztarte pomiędzy palcami błoto rozsypało się po podłodze, a dystans, z jakim obserwowała jego powolną dezintegrację, prysnął, rozbity w drobny mak w zderzeniu wspomnień ostatniego wieczoru z wizją stojącego w drzwiach podglądacza. Poczuła, że zalewa ją fala mdłości i z trudem dobiegła do zlewu. Jej pusty żołądek wykręciła seria jałowych, duszących spazmów, a trzęsące się ręce z trudem odkręciły kurek z zimną wodą i gubiąc zbyt wiele kropel, przetarły lepkie od potu czoło. Wciąż jeszcze wydawało jej się, że jest dosyć spokojna, choć jej ciało miało na ten temat wyraźnie odmienną opinię. Zebrała myśli i torsje wróciły. Tak jakby organizm odrzucał myśl o stojącej w drzwiach jej sypialni osobie. Obserwującej ją w łóżku z Tomaszem, patrzącej, jak siada na nim okrakiem, rozpina mu spodnie i całuje go w usta. Gapiącej się na nich przez cały czas, kiedy się kochali, niczym jeden z tych pozbawionych wigoru i pewności siebie mężczyzn, których widywała niekiedy wychodzących ukradkiem z mało dyskretnie oznakowanych przybytków wzrokowej rozkoszy. Zawstydzonych własną słabością, pełnych skruchy i wyrzutów sumienia, a równocześnie pewnych, że wcześniej czy później wrócą w to miejsce na kolejny peep-show. Wzdrygnęła się i przez moment widziała pod powiekami oglądany przez wojerystę występ. Swoje pośladki i masywne uda Tomasza. Jego dłonie trzymające jej talię i rozpuszczone włosy, których końce łaskotały ją po łopatkach. Scenę, która byłaby ładna, gdyby nie czający się przy framudze cień obcego mężczyzny.
Anna Zacharzewska