to po prostu skurcz serca, którego doznaje się czasami, kiedy człowieka przepełnia radość, że w prost trudno ją znieść. Znika równie szybko jak się pojawia. I nie ma go, dopóki nie nadejdzie znowu, by sprawić, że człowiek uzna życie za najwspanialszy dar.
Margit Sandemo
poroniony raj"
złe dni i złe noce zdarzają się teraz
zbyt często,
stare marzenie, żeby przed śmiercią
przeżyć kilka łatwych lat -
rozwiało się jak wszystkie
inne.
szkoda, szkoda, szkoda.
od początku, przez cały
wiek średni aż do końca:
szkoda, szkoda, szkoda.
chwilami
błyskały iskry nadziei
ale szybko tonęły z powrotem
w tej starej
miksturze:
w smrodzie rzeczywistości.
nawet kiedy szczęście
sprzyjało
a życie tańczyło
wcielone,
wiedzieliśmy, że
nie potrwa to
długo.
szkoda, szkoda, szkoda.
chcieliśmy więcej niż
w ogóle było możliwe:
kobiet kochających
i roześmianych,
nocy dość dzikich nawet dla
tygrysa,
chcieliśmy dni, które
szłyby przez
życie
z pewną gracją
z odrobiną
sensu
z wiarygodnym pożytkiem
i nie nadawałyby się
tylko do
wyrzucenia
lecz byłyby warte pamiętania
byłyby czymś, czym można
szturchnąć śmierć
w bebech.
szkoda, szkoda, szkoda.
w ogólnym rozrachunku
nasza małostkowa udręka
jest oczywiście
głupia
i próżna
ale czuję, że nasze
marzenia takie nie
były.
i nie jesteśmy sami.
nieubłagane okoliczności to
nie jest czyjaś osobista
zemsta na
jednostkowym
ja.
inni doznają tego samego
piekącego
chaosu.
szaleją, giną z własnej ręki,
szarzeją i biegną ku urojonym
bóstwom
porażeni
albo idą w alkohol, w narkotyki
w przyrodzoną
głupotę,
nikną w tej masie
nicości
którą nazywamy rodzinami,
miastami,
krajami.
ale nie tylko los jest
winien.
sami zmarnowaliśmy
swoje szanse,
zadławiliśmy
własne serca.
szkoda, szkoda, szkoda.
jesteśmy teraz obywatelami
nicości.
nawet
słońce
zna
smutną prawdę o tym
jak każdy z nas oddał
swoje życie
i śmierć
we władzę prostego
rytuału
zbędnego
tchórzliwego
rytuału
a potem
chyłkiem umykając
sprzed oblicza
chwały
obracając własne marzenia w
gnój
mówił
nie, nie, nie, nie
najpiękniejszemu
TAK
jakie dotąd wypowiedziano:
samemu
życiu.
Charles Bukowski
Margit Sandemo
poroniony raj"
złe dni i złe noce zdarzają się teraz
zbyt często,
stare marzenie, żeby przed śmiercią
przeżyć kilka łatwych lat -
rozwiało się jak wszystkie
inne.
szkoda, szkoda, szkoda.
od początku, przez cały
wiek średni aż do końca:
szkoda, szkoda, szkoda.
chwilami
błyskały iskry nadziei
ale szybko tonęły z powrotem
w tej starej
miksturze:
w smrodzie rzeczywistości.
nawet kiedy szczęście
sprzyjało
a życie tańczyło
wcielone,
wiedzieliśmy, że
nie potrwa to
długo.
szkoda, szkoda, szkoda.
chcieliśmy więcej niż
w ogóle było możliwe:
kobiet kochających
i roześmianych,
nocy dość dzikich nawet dla
tygrysa,
chcieliśmy dni, które
szłyby przez
życie
z pewną gracją
z odrobiną
sensu
z wiarygodnym pożytkiem
i nie nadawałyby się
tylko do
wyrzucenia
lecz byłyby warte pamiętania
byłyby czymś, czym można
szturchnąć śmierć
w bebech.
szkoda, szkoda, szkoda.
w ogólnym rozrachunku
nasza małostkowa udręka
jest oczywiście
głupia
i próżna
ale czuję, że nasze
marzenia takie nie
były.
i nie jesteśmy sami.
nieubłagane okoliczności to
nie jest czyjaś osobista
zemsta na
jednostkowym
ja.
inni doznają tego samego
piekącego
chaosu.
szaleją, giną z własnej ręki,
szarzeją i biegną ku urojonym
bóstwom
porażeni
albo idą w alkohol, w narkotyki
w przyrodzoną
głupotę,
nikną w tej masie
nicości
którą nazywamy rodzinami,
miastami,
krajami.
ale nie tylko los jest
winien.
sami zmarnowaliśmy
swoje szanse,
zadławiliśmy
własne serca.
szkoda, szkoda, szkoda.
jesteśmy teraz obywatelami
nicości.
nawet
słońce
zna
smutną prawdę o tym
jak każdy z nas oddał
swoje życie
i śmierć
we władzę prostego
rytuału
zbędnego
tchórzliwego
rytuału
a potem
chyłkiem umykając
sprzed oblicza
chwały
obracając własne marzenia w
gnój
mówił
nie, nie, nie, nie
najpiękniejszemu
TAK
jakie dotąd wypowiedziano:
samemu
życiu.
Charles Bukowski