tych, którzy istnieją, i ci pierwsi wpływają na ludzi równie skutecznie jak ci drudzy, czego dowodem jest to, że inspirują rzeczywiste czyny. Ludzie działają odpowiednio do tego, co uważają za prawdziwe, i nie obchodzi ich, czy to jest prawdziwe.
György Spiró
Począwszy od kufla piwa, owo uosobienie pijactwa kontynuowało swój zatrważający suw ze zdumiewającą błogością, póki w końcu panom szynkarzom, uczynionym świadkami niesłychanych umiejętności w dziedzinie chlania, włosy nie stanęły dęba i póki wódka nie przemówiła z głębi kieliszka do wódkopija: „Otom cię ujarzmiła:, na co ów nieposkromiony sądził się na siłach oświadczyć: „Daleko jeszcze do tego”. I nie siedział czy nie przesiadywał tu w znakomitej wręcz świetności, wyprostowany niczym nienaruszona świeca, z promieniującym boską pogodą ducha spojrzeniem skierowanym w bezkres? Niejedno pijactwo trzeba było chwycić za klapy i wytransportować na świeże powietrze. Nigdy nic podobnego w przypadku niezmiernie zapijaczonego geniusza, stąd mianowicie, że każdy tego rodzaju środek zdawał się najzupełniej zbędny, gdyż geniusz ten, co pośród opilstwa wznosił fundamenty stałości, pozostawał do imentu nieugięty wobec alkoholowego potwora. Od unoszenia brzegów naczynia do swych subtelnie wygiętych warg, niezmordowanie, i od bycia zajętym ustawicznością powolnego, acz częstego wlewania w siebie oczy jego, co spoglądając w szpetność, której brak równych, ergo w chlanie, stawały się zachwycająco piękne, rozbłyskiwały niewysłowionym blaskiem sztuki życia.
Robert Walser
György Spiró
Począwszy od kufla piwa, owo uosobienie pijactwa kontynuowało swój zatrważający suw ze zdumiewającą błogością, póki w końcu panom szynkarzom, uczynionym świadkami niesłychanych umiejętności w dziedzinie chlania, włosy nie stanęły dęba i póki wódka nie przemówiła z głębi kieliszka do wódkopija: „Otom cię ujarzmiła:, na co ów nieposkromiony sądził się na siłach oświadczyć: „Daleko jeszcze do tego”. I nie siedział czy nie przesiadywał tu w znakomitej wręcz świetności, wyprostowany niczym nienaruszona świeca, z promieniującym boską pogodą ducha spojrzeniem skierowanym w bezkres? Niejedno pijactwo trzeba było chwycić za klapy i wytransportować na świeże powietrze. Nigdy nic podobnego w przypadku niezmiernie zapijaczonego geniusza, stąd mianowicie, że każdy tego rodzaju środek zdawał się najzupełniej zbędny, gdyż geniusz ten, co pośród opilstwa wznosił fundamenty stałości, pozostawał do imentu nieugięty wobec alkoholowego potwora. Od unoszenia brzegów naczynia do swych subtelnie wygiętych warg, niezmordowanie, i od bycia zajętym ustawicznością powolnego, acz częstego wlewania w siebie oczy jego, co spoglądając w szpetność, której brak równych, ergo w chlanie, stawały się zachwycająco piękne, rozbłyskiwały niewysłowionym blaskiem sztuki życia.
Robert Walser