chciała już walczyć. Miała wyrzuty sumienia, że ojciec przez nią zmarł. W chwili słabości wyznała mi kiedyś, że miała być dla niego radością na stare lata, a okazała się gwoździem do trumny.
Laura Kraft
Ranek jest chłodny, więc po powrocie rozpalam w kominku; najpierw układam brzozowe polana, palą się najszybciej i są najwonniejsze; ich zapach słodko otula całą okolicę. Dębinę i grab zostawiam na zimę, to twarde drewno, tli się spokojnie i powoli, nie to co młoda brzoza, frywolnie strzelająca iskrami. Drewno brzozy przypomina zapał nastolatki lub co najwyżej dwudziestoletniej dziewczyny; zajmuje się chętnie i płonie pospiesznie. Zanim świat wokół się rozgrzeje, zostaje z niej kupka stygnącego popiołu. Jej ogień jest jasny, piękny i beztroski, ale od początku skazany na słomianą miłość. Dębina lub grab, w odróżnieniu od brzozy, to polana z drzew rosnących długo i powoli, dorosłe, niekiedy wręcz stare. Mocne, gęste i oporne. Ich słoje nawarstwiały się latami, są jak skóra na dłoniach spracowanego mężczyzny. Grab jest twardszy od dębu, nigdy go obok płonącej brzozy nie kładę, wydaje mi się, że jest jak pustelnik, który najlepiej czuje się w samotności.
Ewentualnie dąb mógłby być kochankiem brzozy, jak czterdziestoletni mężczyzna kochankiem dwudziestolatki. Lubię patrzeć, jak brzoza w oczekiwaniu na nadejście dębu rozpala się radośnie. Jak wdzięczy się wiotką smugą dymu i stroi w czerwone klipsy płomyków. A wtedy powietrze zaczyna nad nią falować, zupełnie jakby tańczyła. Kiedy jest już gotowa i pali się tak, że zaraz serce w niej z żaru pęknie, przynoszę polano dębu. Początkowo jest oziębły i na zaloty nieczuły. Ale brzoza płonie. Płonie tak, że nie sposób jej się oprzeć. Twardy dąb powoli, jeszcze nieufnie, skręca ku niej pierwszą drzazgę, a odprysk jego kory iskrzy w powietrzu. Brzoza jest już żagwią, gdy na dębowym polanie budzą się ogniki. Są jak gorący dreszcz przed pożarem zmysłów. Dąb czuje wielkie gorąco brzozy, więc zapomina o tym, jaki jest twardy, mocny i oporny. Ale trwa to tak długo, że gdy zaczyna wreszcie płonąć, brzoza jest nim już znużona. Dąb spopiela ją natychmiast, nawet nie spodziewała się, że jest tak gorący.
Piotr Adamczyk
Laura Kraft
Ranek jest chłodny, więc po powrocie rozpalam w kominku; najpierw układam brzozowe polana, palą się najszybciej i są najwonniejsze; ich zapach słodko otula całą okolicę. Dębinę i grab zostawiam na zimę, to twarde drewno, tli się spokojnie i powoli, nie to co młoda brzoza, frywolnie strzelająca iskrami. Drewno brzozy przypomina zapał nastolatki lub co najwyżej dwudziestoletniej dziewczyny; zajmuje się chętnie i płonie pospiesznie. Zanim świat wokół się rozgrzeje, zostaje z niej kupka stygnącego popiołu. Jej ogień jest jasny, piękny i beztroski, ale od początku skazany na słomianą miłość. Dębina lub grab, w odróżnieniu od brzozy, to polana z drzew rosnących długo i powoli, dorosłe, niekiedy wręcz stare. Mocne, gęste i oporne. Ich słoje nawarstwiały się latami, są jak skóra na dłoniach spracowanego mężczyzny. Grab jest twardszy od dębu, nigdy go obok płonącej brzozy nie kładę, wydaje mi się, że jest jak pustelnik, który najlepiej czuje się w samotności.
Ewentualnie dąb mógłby być kochankiem brzozy, jak czterdziestoletni mężczyzna kochankiem dwudziestolatki. Lubię patrzeć, jak brzoza w oczekiwaniu na nadejście dębu rozpala się radośnie. Jak wdzięczy się wiotką smugą dymu i stroi w czerwone klipsy płomyków. A wtedy powietrze zaczyna nad nią falować, zupełnie jakby tańczyła. Kiedy jest już gotowa i pali się tak, że zaraz serce w niej z żaru pęknie, przynoszę polano dębu. Początkowo jest oziębły i na zaloty nieczuły. Ale brzoza płonie. Płonie tak, że nie sposób jej się oprzeć. Twardy dąb powoli, jeszcze nieufnie, skręca ku niej pierwszą drzazgę, a odprysk jego kory iskrzy w powietrzu. Brzoza jest już żagwią, gdy na dębowym polanie budzą się ogniki. Są jak gorący dreszcz przed pożarem zmysłów. Dąb czuje wielkie gorąco brzozy, więc zapomina o tym, jaki jest twardy, mocny i oporny. Ale trwa to tak długo, że gdy zaczyna wreszcie płonąć, brzoza jest nim już znużona. Dąb spopiela ją natychmiast, nawet nie spodziewała się, że jest tak gorący.
Piotr Adamczyk