Masz jakąś dziecinną mentalność. Jest życie i jest sztuka, twórczość. Soc-art, konceptualizm. Modernizm,
postmodernizm. Od dawna już nie mylę ich z życiem. Mam żonę, niedługo będziemy mieli dziecko - to właśnie jest na serio, Andriusza. A malować sobie można cokolwiek - są róże kulturalne rozrywki i tak dalej.
Wiktor Pielewin
- No cóż, w takim razie… - Roarke poderwał się na równe nogi, gdy Mavis wydobyła pierś, do której natychmiast przyssała się Belle. – To ja już… Pójdę gdzieś indziej.
Jego reakcja rozbawiła Mavis. Jej twarz się rozjaśniła.
- Ona też chce śniadanie – powiedziała ze śmiechem.- Prawie wszyscy widzieli już moje piersi.
- Chyba ci wspominałem, że są absolutnie urocze. Zastanawiam się czy nie powinienem…
- Nie, usiądź. – Chichocząc Mavis sięgnęła po sok i wstała bez trudu, radząc sobie ze szklanką i dzieckiem przy piersi. – Zaraz się przyzwyczaisz a za chwileczkę wrócimy do siebie. Zwykle po śniadaniu ucinamy sobie drzemkę. Jak się czegoś dowiem o peruce lub produktach to dam znać.
- Zrób to.
Kiedy znów zostali sami, Roarke wbił wzrok w swój talerz.
- Ciekawe dlaczego dziś rano zamówiłem sobie jajka sadzone żółtkiem do góry.
- Bo wyglądają jak para ślicznych lśniących żółtych piersi – Uśmiechając się, Eve sięgnęła po kawałek bekonu – A Mavis, jak oboje pamiętamy, nieraz malowała swoje na żółto.
- Za każdym razem, gdy karmi swoje dziecko, czuję się taki… zakłopotany.
- Zdawało mi się, że zaraz wpadniesz w panikę.
- Z lekka spanikowałem. To takie intymne.
- Chyba oboje będziemy musieli sobie jakoś z tym radzić. A na razie zacznijmy się zbierać. Jedz te swoje cycuszki.
J.D. Robb
Wiktor Pielewin
- No cóż, w takim razie… - Roarke poderwał się na równe nogi, gdy Mavis wydobyła pierś, do której natychmiast przyssała się Belle. – To ja już… Pójdę gdzieś indziej.
Jego reakcja rozbawiła Mavis. Jej twarz się rozjaśniła.
- Ona też chce śniadanie – powiedziała ze śmiechem.- Prawie wszyscy widzieli już moje piersi.
- Chyba ci wspominałem, że są absolutnie urocze. Zastanawiam się czy nie powinienem…
- Nie, usiądź. – Chichocząc Mavis sięgnęła po sok i wstała bez trudu, radząc sobie ze szklanką i dzieckiem przy piersi. – Zaraz się przyzwyczaisz a za chwileczkę wrócimy do siebie. Zwykle po śniadaniu ucinamy sobie drzemkę. Jak się czegoś dowiem o peruce lub produktach to dam znać.
- Zrób to.
Kiedy znów zostali sami, Roarke wbił wzrok w swój talerz.
- Ciekawe dlaczego dziś rano zamówiłem sobie jajka sadzone żółtkiem do góry.
- Bo wyglądają jak para ślicznych lśniących żółtych piersi – Uśmiechając się, Eve sięgnęła po kawałek bekonu – A Mavis, jak oboje pamiętamy, nieraz malowała swoje na żółto.
- Za każdym razem, gdy karmi swoje dziecko, czuję się taki… zakłopotany.
- Zdawało mi się, że zaraz wpadniesz w panikę.
- Z lekka spanikowałem. To takie intymne.
- Chyba oboje będziemy musieli sobie jakoś z tym radzić. A na razie zacznijmy się zbierać. Jedz te swoje cycuszki.
J.D. Robb