wstępu do nieba. Czyli z tym, że ideałem ma być zdolność takiego zmanipulowania własnego rozumu, żeby zaakceptował coś, czego nie akceptuje. To ten sam model podporządkowania intelektualnego, którym od zarania dziejów posługiwały się dyktatury. Idea wyższego rozumu, na którego istnienie nie wymaga się dowodów.
Jo Nesbø
To nie ona – mówi Adam. – Wiesz, że nawet cię nie dotknęła.
– Właściwie nie wiem – mówi Kenji. – I nie chodzi o to, że mam do niej pretensje... Ja tylko mówię, że może ona umie przenosić swoje zdolności na innych i jeszcze o tym nie wie. Bo o ile się orientuję, nie ma innego wytłumaczenia dla tego, co się stało wczoraj wieczorem. Jasne jak słońce, że to nie byłaś ty. I, cholera – mówi do Adama – to, że Warner może dotknąć Julii, może być zwykłym przypadkiem. Jeszcze nic na ten temat nie wiemy. – Cisza. Rozgląda się. – Tak? Chyba że Warner wyciągnął jakiegoś magicznego królika ze swojej dupy, kiedy ja byłem martwy? Adam marszczy brwi. Ja się nie odzywam.
– Właśnie – mówi Kenji. – Tak myślałem. No. To ja raczej nie będę się zbliżał, chyba że to się okaże absolutnie konieczne. – Odwraca się do mnie. – Bez obrazy, dobra? Chyba mogłabyś mi trochę odpuścić?
Prawie nie słyszę własnego głosu, kiedy mówię: – Tak, jasne.
Próbuję się śmiać. Próbuję zrozumieć, dlaczego nie mówię im o Warnerze. Dlaczego wciąż go ochraniam. Pewnie dlatego, że jestem tak samo winna jak on. – To kiedy ruszamy? – pyta Kenji.
– Jesteś szalony – odpowiada Adam. – Ty nigdzie nie idziesz. – Sranie w banie.
– Ledwie stoisz! – mówi Adam.
I ma rację. Kenji wyraźnie opiera się o stół, żeby nie upaść. – Wolę umrzeć tam, niż siedzieć tutaj jak jakiś kretyn.
Tahereh Mafi
Jo Nesbø
To nie ona – mówi Adam. – Wiesz, że nawet cię nie dotknęła.
– Właściwie nie wiem – mówi Kenji. – I nie chodzi o to, że mam do niej pretensje... Ja tylko mówię, że może ona umie przenosić swoje zdolności na innych i jeszcze o tym nie wie. Bo o ile się orientuję, nie ma innego wytłumaczenia dla tego, co się stało wczoraj wieczorem. Jasne jak słońce, że to nie byłaś ty. I, cholera – mówi do Adama – to, że Warner może dotknąć Julii, może być zwykłym przypadkiem. Jeszcze nic na ten temat nie wiemy. – Cisza. Rozgląda się. – Tak? Chyba że Warner wyciągnął jakiegoś magicznego królika ze swojej dupy, kiedy ja byłem martwy? Adam marszczy brwi. Ja się nie odzywam.
– Właśnie – mówi Kenji. – Tak myślałem. No. To ja raczej nie będę się zbliżał, chyba że to się okaże absolutnie konieczne. – Odwraca się do mnie. – Bez obrazy, dobra? Chyba mogłabyś mi trochę odpuścić?
Prawie nie słyszę własnego głosu, kiedy mówię: – Tak, jasne.
Próbuję się śmiać. Próbuję zrozumieć, dlaczego nie mówię im o Warnerze. Dlaczego wciąż go ochraniam. Pewnie dlatego, że jestem tak samo winna jak on. – To kiedy ruszamy? – pyta Kenji.
– Jesteś szalony – odpowiada Adam. – Ty nigdzie nie idziesz. – Sranie w banie.
– Ledwie stoisz! – mówi Adam.
I ma rację. Kenji wyraźnie opiera się o stół, żeby nie upaść. – Wolę umrzeć tam, niż siedzieć tutaj jak jakiś kretyn.
Tahereh Mafi