wyraźniejsze i bardziej dojmujące. W przeszłości ledwie zaznaczone, skłonne do rozmywania się, podporządkowane zbiorowemu. Uwięzione w fiszbinach ról, konwenansów, wciśnięte w prasy tradycji, podporządkowane wymaganiom. Teraz puchnie, anektuje świat.
Olga Tokarczuk
Jestem niedźwiedziem z domowych rur, wspinam się rurami w godzinach ciszy, rurami od wody gorącej, od centralnego ogrzewania, od wentylatorów, przechodzę nimi z mieszkania do mieszkania, jestem niedźwiedziem rurowym.
Mam wrażenie, że mnie szanują, bo moja sierść trzyma ciepło w przewodach, bez chwili przerwy biegam po nich, bo niczego tak nie lubię, jak ganiać z piętra na piętro i ześlizgiwać się rurami. Czasami wysadzam łapę przez kran, a służąca z trzeciego krzyczy, że się oparzyła, albo mruczę na wysokości pieca na drugim i kucharka Wilhelmina skarży się, że piec źle ciągnie. W nocy biegam cichutko, ale za to jak najszybciej, przez komin wychylam się na dach, ażeby zobaczyć, czy tam wysoko tańczy księżyc, i potem jak wiatr zapuszczam się aż do centralnego pieca w podziemiach. W lecie, nocą pływam w cysternie na dachu skropionej gwiazdami, myję sobie mordkę najpierw jedną łapką, potem drugą, potem dwiema naraz i to sprawia mi wielką frajdę.
Więc śmigam po wszystkich rurach w całym domu, mruczę z zadowolenia, a pary małżeńskie kręcą się na łóżkach i narzekają na złe instalacje. Niektórzy zapalają światło i notują sobie na karteczkach, żeby nie zapomnieć powiedzieć o tym portierowi, A ja szukam kranu, który na jakimś piętrze zawsze jest nie dokręcony, wysadzam tamtędy nos i oglądam ciemność pokoi, gdzie żyją stworzenia nie mogące łazić po rurach, i trochę mi ich żal, że są tacy tępi i tędzy, że tak chrapią, że mówią przez sen i są tak samotni. Kiedy rano myją sobie twarze, pieszczę im policzki, liżę ich w nos i odchodzę prawie pewny, że zrobiłem dobry uczynek.
Julio Cortázar
Olga Tokarczuk
Jestem niedźwiedziem z domowych rur, wspinam się rurami w godzinach ciszy, rurami od wody gorącej, od centralnego ogrzewania, od wentylatorów, przechodzę nimi z mieszkania do mieszkania, jestem niedźwiedziem rurowym.
Mam wrażenie, że mnie szanują, bo moja sierść trzyma ciepło w przewodach, bez chwili przerwy biegam po nich, bo niczego tak nie lubię, jak ganiać z piętra na piętro i ześlizgiwać się rurami. Czasami wysadzam łapę przez kran, a służąca z trzeciego krzyczy, że się oparzyła, albo mruczę na wysokości pieca na drugim i kucharka Wilhelmina skarży się, że piec źle ciągnie. W nocy biegam cichutko, ale za to jak najszybciej, przez komin wychylam się na dach, ażeby zobaczyć, czy tam wysoko tańczy księżyc, i potem jak wiatr zapuszczam się aż do centralnego pieca w podziemiach. W lecie, nocą pływam w cysternie na dachu skropionej gwiazdami, myję sobie mordkę najpierw jedną łapką, potem drugą, potem dwiema naraz i to sprawia mi wielką frajdę.
Więc śmigam po wszystkich rurach w całym domu, mruczę z zadowolenia, a pary małżeńskie kręcą się na łóżkach i narzekają na złe instalacje. Niektórzy zapalają światło i notują sobie na karteczkach, żeby nie zapomnieć powiedzieć o tym portierowi, A ja szukam kranu, który na jakimś piętrze zawsze jest nie dokręcony, wysadzam tamtędy nos i oglądam ciemność pokoi, gdzie żyją stworzenia nie mogące łazić po rurach, i trochę mi ich żal, że są tacy tępi i tędzy, że tak chrapią, że mówią przez sen i są tak samotni. Kiedy rano myją sobie twarze, pieszczę im policzki, liżę ich w nos i odchodzę prawie pewny, że zrobiłem dobry uczynek.
Julio Cortázar