wtedy wdzierać się w twój umysł, wyciągać z niego myśli, oglądać je pod światło i zabijać, tak, zabijać, ponieważ myśli powinny przebywać i dojrzewać w miejscach cichych i ciemnych, jak motyle w kokonach
Helen Oyeyemi
[…]- Co ty tam robisz?
- Obserwuję! – krótko odpowiedziała zielarka, pochylając się nad żukiem. – Opryskałam pędy wywarem z tojadu.
- I co?
_ On je zjada!
A myślałaś, że ogłosi głodówkę na znak protestu?- prychnęłam.
- Nie, wszystko idzie zgodnie z planem. Teraz czekam aż zacznie zdychać!
- Od dawna?
Od jakiś trzech godzin.
- To prędzej on ciebie wykończy!
[…] O ile wiem najmocniejszym ze stworzonych przez was insektycydów do tej pory są kobieciny i małolaty cebrzykami, a agronomowie umieją tylko powiedzieć: „Ażebyś się, cholerniku, udławił!”.
Rozprostowałam palce, efektownie strzelając kostkami.
- Ażebyś się, cholerniku, udławił! – rzuciła, dodając parę zaklęć.
Chwilowa pauza w wojsku pasiastego wroga zmieniła się w narastający szelest. To zamorskie żuki osypywały się, zlatując w bruzdy. Ostatni raz drygając członowanymi łapkami, zastygały na zawsze. Zbyt późno zrozumiałam czemu radzi się odprawiać egzorcyzmy, stojąc na brzegu pola, I jak się teraz mamy wydostać? Po jest jednolitej, chrzęszczącej masie?
- Czysta robota!- ochryple rzuciła zielarka, oglądając podniesionego żuka przez lupę. – Faktycznie zdechły! Ale dlaczego?
Może się udławiły? – zasugerowałam niewinnie
Kella zapatrzyła się na mnie ze szczerym przerażeniem.{…}
Olga Gromyko
Helen Oyeyemi
[…]- Co ty tam robisz?
- Obserwuję! – krótko odpowiedziała zielarka, pochylając się nad żukiem. – Opryskałam pędy wywarem z tojadu.
- I co?
_ On je zjada!
A myślałaś, że ogłosi głodówkę na znak protestu?- prychnęłam.
- Nie, wszystko idzie zgodnie z planem. Teraz czekam aż zacznie zdychać!
- Od dawna?
Od jakiś trzech godzin.
- To prędzej on ciebie wykończy!
[…] O ile wiem najmocniejszym ze stworzonych przez was insektycydów do tej pory są kobieciny i małolaty cebrzykami, a agronomowie umieją tylko powiedzieć: „Ażebyś się, cholerniku, udławił!”.
Rozprostowałam palce, efektownie strzelając kostkami.
- Ażebyś się, cholerniku, udławił! – rzuciła, dodając parę zaklęć.
Chwilowa pauza w wojsku pasiastego wroga zmieniła się w narastający szelest. To zamorskie żuki osypywały się, zlatując w bruzdy. Ostatni raz drygając członowanymi łapkami, zastygały na zawsze. Zbyt późno zrozumiałam czemu radzi się odprawiać egzorcyzmy, stojąc na brzegu pola, I jak się teraz mamy wydostać? Po jest jednolitej, chrzęszczącej masie?
- Czysta robota!- ochryple rzuciła zielarka, oglądając podniesionego żuka przez lupę. – Faktycznie zdechły! Ale dlaczego?
Może się udławiły? – zasugerowałam niewinnie
Kella zapatrzyła się na mnie ze szczerym przerażeniem.{…}
Olga Gromyko