nad resztą tego dekadenckiego świata, to największe zło, Victorio. Bo kiedy ktoś mówi: “Nie jestem taki jak inni", gubi najcenniejsze wartości, jakie staraliśmy się zawsze osiągnąć: pokorę i braterstwo.
Agatha Christie
Co jest z nami, ludźmi? – pomyślała Eva Backman. Wydajemy się nieprzygotowani do tego świata. Cały czas gaśniemy, właśnie na tym upływa nam życie. Na gaśnięciu, kłótniach i wzajemnym niezrozumieniu. A potem umieramy. Za wcześnie albo za późno. (…) A o czym właściwie rozmawialiśmy na poważnie? (…) My, którzy znamy się tak dobrze po dwudziestu latach spędzonych w tym samym domu wariatów. Było to pytanie zarówno dobre, jak i niewygodne. Dobre, ponieważ trzeba je było zadać, a niewygodne z uwagi na ewentualną odpowiedź. Że w ogóle nie rozmawialiśmy poważnie? - myślała. Co chcę przez to powiedzieć? Jeżeli nie rozmawiałam poważnie z Barbarottim, to z kim? Z Villem, którego żoną była dwadzieścia jeden lat? Patrząc z perspektywy czasu, raczej nie. Cóż były warte wszystkie jej słowa? Perły przed wieprze, woda po kaczce? (…) Dzieci? Miejmy nadzieję, że z nimi było lepiej, ale to się okaże z czasem i to one będą miały w tej ocenie decydujący głos. Marianne? Tak, tu nie dało się zaprzeczyć. Rozmawiały ze sobą o sprawach, o których należy rozmawiać. O życiu, śmierci i miłości. O motywach postępowania i poznaniu samego siebie. O męskiej głupocie, kobiecej głupocie i cierniu w duszy. Ale Marianne już nie istniała - tak właśnie w tej chwili była urządzona rzeczywistość i Eva Backman zaczęła płakać, ponieważ nagle zdała sobie sprawę, że jest równie nieprzygotowana do tego świata jak wszyscy inni. To nie umarłych opłakujemy, pomyślała. Opłakujemy nas samych. Nie śmierć, lecz życie.
Håkan Nesser
Agatha Christie
Co jest z nami, ludźmi? – pomyślała Eva Backman. Wydajemy się nieprzygotowani do tego świata. Cały czas gaśniemy, właśnie na tym upływa nam życie. Na gaśnięciu, kłótniach i wzajemnym niezrozumieniu. A potem umieramy. Za wcześnie albo za późno. (…) A o czym właściwie rozmawialiśmy na poważnie? (…) My, którzy znamy się tak dobrze po dwudziestu latach spędzonych w tym samym domu wariatów. Było to pytanie zarówno dobre, jak i niewygodne. Dobre, ponieważ trzeba je było zadać, a niewygodne z uwagi na ewentualną odpowiedź. Że w ogóle nie rozmawialiśmy poważnie? - myślała. Co chcę przez to powiedzieć? Jeżeli nie rozmawiałam poważnie z Barbarottim, to z kim? Z Villem, którego żoną była dwadzieścia jeden lat? Patrząc z perspektywy czasu, raczej nie. Cóż były warte wszystkie jej słowa? Perły przed wieprze, woda po kaczce? (…) Dzieci? Miejmy nadzieję, że z nimi było lepiej, ale to się okaże z czasem i to one będą miały w tej ocenie decydujący głos. Marianne? Tak, tu nie dało się zaprzeczyć. Rozmawiały ze sobą o sprawach, o których należy rozmawiać. O życiu, śmierci i miłości. O motywach postępowania i poznaniu samego siebie. O męskiej głupocie, kobiecej głupocie i cierniu w duszy. Ale Marianne już nie istniała - tak właśnie w tej chwili była urządzona rzeczywistość i Eva Backman zaczęła płakać, ponieważ nagle zdała sobie sprawę, że jest równie nieprzygotowana do tego świata jak wszyscy inni. To nie umarłych opłakujemy, pomyślała. Opłakujemy nas samych. Nie śmierć, lecz życie.
Håkan Nesser