Dlaczego ukrwienie okolicy genitalnej częściej wywołuje przyjemne myśli, uczucia i pragnienia seksualne u
mężczyzn niż u kobiet? Jedno z wyjaśnień odwołuje się do faktu, że mężczyźni pozostają w bliższym kontakcie ze swoimi genitaliami niż kobiety. To wytłumaczenie wydaje się sensowne zarówno z perspektywy anatomii, jak i procesu socjalizacji. Męski członek jest znacznie dłuższy niż łechtaczka i dużo bardziej widoczny niż kobieca pochwa – zwłaszcza w stanie erekcji. Mężczyźni używają go również do oddawania moczu, a co za tym idzie – od czasu rozpoczęcia treningu czystości uczą się dotykać swojego członka i trzymać go w dłoni.
David M. Buss
Świtało. Cisza okryła ziemię, wiatr zwinął skrzydła. Żałosny głos sowy rozpłynął się bez echa. Dalekie, przeciągłe wołanie niewidocznego drapieżnika urwało się w pół dźwięku. Gwiazdy przygasły, a mrok pojaśniał. Tylko w głębi posępnego matecznika świerków – tajemniczej wyspy wśród bezleśnej równiny – nadal kłębiła się czerń nocy.
Potem wschód zapłonął purpurą. Drżące igiełki czerwieni pojawiły się ponad linią horyzontu i po chwili rąbek słonecznej tarczy dźwignął się nad ziemią. Ścieżka jasności pobiegła chyżo, znacząc swój szlak rodzącymi się cieniami drzew, krzewów, pagórków i dolin. W zielonej gęstwinie zaśpiewał pierwszy ptak, na łodygach traw rozbłysły krople rosy. Rodził się dzień.
Wiesław Wernic
Na lodzie Zalewu Wiślanego solidarności nie ma. Ludzie zapamiętają kobietę, której konie odmówiły posłuszeństwa. Wołała o pomoc. Bezskutecznie. Tylko się każdy gapił. Albo nieszczęśników, którzy wpadali do wody. Wystarczyło podać im drąg, kawałek szmaty, cokolwiek. Ale szybko tonęli, bo nikt nie zamierzał nikomu nic podawać.
Robert Krause, listonosz z Domnau (Domnowo), opowie po latach pisarzowi Egbertowi Kieserowi o młodej kobiecie, którą zauważył we mgle nad przeręblem. Zawodząc nieludzko, mieszała w wodzie długim drągiem. Nie dawała się odciągnąć od otworu, wygrażając każdemu, kto próbował do niej podejść. Ktoś zawołał z przejeżdżającego wozu: "Wepchnijcie ją do wody, niech jej dusza nareszcie zazna spokoju" [s.54].
Magdalena Grzebałkowska
David M. Buss
Świtało. Cisza okryła ziemię, wiatr zwinął skrzydła. Żałosny głos sowy rozpłynął się bez echa. Dalekie, przeciągłe wołanie niewidocznego drapieżnika urwało się w pół dźwięku. Gwiazdy przygasły, a mrok pojaśniał. Tylko w głębi posępnego matecznika świerków – tajemniczej wyspy wśród bezleśnej równiny – nadal kłębiła się czerń nocy.
Potem wschód zapłonął purpurą. Drżące igiełki czerwieni pojawiły się ponad linią horyzontu i po chwili rąbek słonecznej tarczy dźwignął się nad ziemią. Ścieżka jasności pobiegła chyżo, znacząc swój szlak rodzącymi się cieniami drzew, krzewów, pagórków i dolin. W zielonej gęstwinie zaśpiewał pierwszy ptak, na łodygach traw rozbłysły krople rosy. Rodził się dzień.
Wiesław Wernic
Na lodzie Zalewu Wiślanego solidarności nie ma. Ludzie zapamiętają kobietę, której konie odmówiły posłuszeństwa. Wołała o pomoc. Bezskutecznie. Tylko się każdy gapił. Albo nieszczęśników, którzy wpadali do wody. Wystarczyło podać im drąg, kawałek szmaty, cokolwiek. Ale szybko tonęli, bo nikt nie zamierzał nikomu nic podawać.
Robert Krause, listonosz z Domnau (Domnowo), opowie po latach pisarzowi Egbertowi Kieserowi o młodej kobiecie, którą zauważył we mgle nad przeręblem. Zawodząc nieludzko, mieszała w wodzie długim drągiem. Nie dawała się odciągnąć od otworu, wygrażając każdemu, kto próbował do niej podejść. Ktoś zawołał z przejeżdżającego wozu: "Wepchnijcie ją do wody, niech jej dusza nareszcie zazna spokoju" [s.54].
Magdalena Grzebałkowska