to chodzi o Zvirkę, żonę młynarza Piskorza, i uzupełnił to wiadomością, że Zvirkę można swobodnie chędożyć co czwartek, bo w czwartki młynarz jeździ na jarmark, to już nie byłaby poezja. To byłoby albo kuplerstwo, albo ohydna potwarz.
Andrzej Sapkowski
Kocimiętka:)
W końcu Doris dała się ubłagać i kilka listków wylądowało na podłodze. Dewey oszalał. Zaczął tak mocno je wąchać, jak gdyby całą podłogę chciał wciągnąć do płuc. Po kilku takich wdechach dostał ataku kichania, ale wcale go to nie zniechęciło. Co więcej, wziął się za żucie listków i teraz na przemian raz kichał, raz żuł, kichał i żuł. Zaczął drżeć od głowy do ogona, by następnie tarzać się w kocimiętce aż do zupełnego osłabienia. Nie mając siły się podnieść, pełzał po podłodze i wił się, jednocześnie z całej siły ocierając o dywan brodę, jakby była zakończeniem rury odkurzacza. Dewey naprawdę przestał być kotem. Bardzo powoli jego kręgosłup wygiął się i znowu coś zaczęło działać. Nastąpiła seria piekielnych ósemek, zygzaków, pętli i korkociągów. Przysięga, że przednia część Deweya straciła łączność z tylną!
Vicki Myron
Andrzej Sapkowski
Kocimiętka:)
W końcu Doris dała się ubłagać i kilka listków wylądowało na podłodze. Dewey oszalał. Zaczął tak mocno je wąchać, jak gdyby całą podłogę chciał wciągnąć do płuc. Po kilku takich wdechach dostał ataku kichania, ale wcale go to nie zniechęciło. Co więcej, wziął się za żucie listków i teraz na przemian raz kichał, raz żuł, kichał i żuł. Zaczął drżeć od głowy do ogona, by następnie tarzać się w kocimiętce aż do zupełnego osłabienia. Nie mając siły się podnieść, pełzał po podłodze i wił się, jednocześnie z całej siły ocierając o dywan brodę, jakby była zakończeniem rury odkurzacza. Dewey naprawdę przestał być kotem. Bardzo powoli jego kręgosłup wygiął się i znowu coś zaczęło działać. Nastąpiła seria piekielnych ósemek, zygzaków, pętli i korkociągów. Przysięga, że przednia część Deweya straciła łączność z tylną!
Vicki Myron