nie należy śmierci patrzeć w oczy, trzeba tylko dobrze obmyślić niezbędne czynności: nalać wody, rozpuścić proszek, wypić płyn, położyć się do łóżka, zamknąć oczy. I starać się o niczym nie myśleć. Dlaczego mamy się bać więcej tego snu niż każdego innego?
François Mauriac
Tego ranka obudziłam się z krzykiem rozpaczy, cała zlana zimnym potem. Przed oczami wciąż jeszcze miałam swego synka, leżącego na bruku z rozwaloną czaszką, broczącego krwią.
„Boże, to się chyba nigdy nie skończy“ – pomyślałam w rozpaczy. – Do końca życia będą mnie dręczyły te koszmarne sny.
Rozglądając się po mieszkaniu i upewniając się, że był to tylko sen, odetchnęłam z ulgą. Jednak nie opuszczała mnie rozdzierająca rozpacz, ożywająca po każdym takim sennym horrorze. Od czasu śmierci Pawełka dręczyły mnie one niemal co noc. Zginął tak banalnie, jak wiele innych dzieci – wybiegł za piłką na ulicę, na którą się potoczyła.
Leżałam nieruchomo, rozpamiętując tę tragedię. Nienawidziłam wówczas Boga, który skazał mnie na całe pasmo nieszczęść, przez tę śmierć sięgających zenitu. Gdy zmarł ojciec, a pół roku po nim matka, zabrakło mi już łez. Swój limit płaczu wyczerpałam po śmierci syna.
Patrzyłam na wiszącą nad mym łóżkiem fotografię, a łzy spływały mi po policzkach. Zdjęcie to ukazało się na okładce śląskiego kolorowego tygodnika „Panorama”. Przedstawiało płowego, niebieskookiego chłopczyka, budującego zamek z klocków. Od najwcześniejszych lat był tak ślicznym dzieckiem, że często brano go za dziewczynkę.
- Jak dorosnę ożenię się z tobą, mamusiu – pocieszał mnie – żebyś też miała męża, tak jak inne mamy.
Jego bezinteresowna miłość i akceptacja napełniały mnie poczuciem bezpieczeństwa, którego mi teraz brakowało. Już wówczas, gdy usiłowano mnie zmusić do usunięcia ciąży, czułam w sobie tę niezrównaną miłość i za nic nie chciałam się jej wyrzec. Już wtedy byliśmy na tym świecie zupełnie sami, gdyż nikt w rodzinie nie cieszył się ze zbliżającego się nań nowego przyjścia. Wszyscy uważali, że nie dam sobie rady z pracą i niemowlęciem. A poza tym nie do pomyślenia było dla nich, że dziecko nie będzie znało swego ojca.
Zawsze byliśmy sami. A jednak były to piękne dni. Przymknęłam oczy.
Stefania Jagielnicka-Kamieniecka
François Mauriac
Tego ranka obudziłam się z krzykiem rozpaczy, cała zlana zimnym potem. Przed oczami wciąż jeszcze miałam swego synka, leżącego na bruku z rozwaloną czaszką, broczącego krwią.
„Boże, to się chyba nigdy nie skończy“ – pomyślałam w rozpaczy. – Do końca życia będą mnie dręczyły te koszmarne sny.
Rozglądając się po mieszkaniu i upewniając się, że był to tylko sen, odetchnęłam z ulgą. Jednak nie opuszczała mnie rozdzierająca rozpacz, ożywająca po każdym takim sennym horrorze. Od czasu śmierci Pawełka dręczyły mnie one niemal co noc. Zginął tak banalnie, jak wiele innych dzieci – wybiegł za piłką na ulicę, na którą się potoczyła.
Leżałam nieruchomo, rozpamiętując tę tragedię. Nienawidziłam wówczas Boga, który skazał mnie na całe pasmo nieszczęść, przez tę śmierć sięgających zenitu. Gdy zmarł ojciec, a pół roku po nim matka, zabrakło mi już łez. Swój limit płaczu wyczerpałam po śmierci syna.
Patrzyłam na wiszącą nad mym łóżkiem fotografię, a łzy spływały mi po policzkach. Zdjęcie to ukazało się na okładce śląskiego kolorowego tygodnika „Panorama”. Przedstawiało płowego, niebieskookiego chłopczyka, budującego zamek z klocków. Od najwcześniejszych lat był tak ślicznym dzieckiem, że często brano go za dziewczynkę.
- Jak dorosnę ożenię się z tobą, mamusiu – pocieszał mnie – żebyś też miała męża, tak jak inne mamy.
Jego bezinteresowna miłość i akceptacja napełniały mnie poczuciem bezpieczeństwa, którego mi teraz brakowało. Już wówczas, gdy usiłowano mnie zmusić do usunięcia ciąży, czułam w sobie tę niezrównaną miłość i za nic nie chciałam się jej wyrzec. Już wtedy byliśmy na tym świecie zupełnie sami, gdyż nikt w rodzinie nie cieszył się ze zbliżającego się nań nowego przyjścia. Wszyscy uważali, że nie dam sobie rady z pracą i niemowlęciem. A poza tym nie do pomyślenia było dla nich, że dziecko nie będzie znało swego ojca.
Zawsze byliśmy sami. A jednak były to piękne dni. Przymknęłam oczy.
Stefania Jagielnicka-Kamieniecka