można żyć, nie opowiadając! Przecież rzecz nieopowiedziana cofa się jeszcze głębiej w przeszłość, traci kształt i z czasem nie ma już dla niej słów ani gotowych, ani na miarę. Być wysłuchanym - to zyskać ważny dowód na własne istnienie.
Anna Janko
Dobrzy ludzie zazwyczaj chcą zmieniać świat na lepsze siłą uczucia. Uważam, że to żałosne. Dobru należy służyć jak pewien zmęczony, starszawy policjant z niewielkim brzuszkiem, o okrągłej, pospolitej twarzy, którego widziałam niegdyś na krzyżówce pod Aszkelonem. Czołgał się na brzuchu, żeby przed przyjazdem karetki pomóc rannym, uwięzionym w przewróconym na dach samochodzie. Było to kilka lat temu, a wciąż pamiętam każdy szczegół: leżąc w kurzu, przez zmiażdżone drzwi robił sztuczne oddychanie nieprzytomnej kobiecie. A kiedy przyjechała ekipa ratunkowa i lekarz albo sanitariusz podczołgał się i zajął jego miejsce, policjant wstał, odwrócił się, w niczym już nie mógł pomóc rannym, więc szybko zajął się rozładowywaniem korka: Już po wszystkim. Dalej, jazda, proszę pani. Przedstawienie skończone.
Szorstko. Wręcz obcesowo. Głosem ochrypłym od papierosów. Nie zważając na włosy zlepione błotem, zgniecioną czapkę i spływającą z nosa strużkę krwi, zmieszanej z kurzem. Miał plamy kwaśnego potu pod pachami, brudny pot ściekał mu z czoła na szyję. Minęło już kilka lat, a ja nie mogę zapomnieć tej szczególnej mieszanki oschłości i szlachetności. Wciąż mam nadzieję, że będę służyć dobru w sposób, jakiego nauczył mnie ten policjant: bez egzaltacji, za to z najwyższą precyzją.
Amos Oz
Anna Janko
Dobrzy ludzie zazwyczaj chcą zmieniać świat na lepsze siłą uczucia. Uważam, że to żałosne. Dobru należy służyć jak pewien zmęczony, starszawy policjant z niewielkim brzuszkiem, o okrągłej, pospolitej twarzy, którego widziałam niegdyś na krzyżówce pod Aszkelonem. Czołgał się na brzuchu, żeby przed przyjazdem karetki pomóc rannym, uwięzionym w przewróconym na dach samochodzie. Było to kilka lat temu, a wciąż pamiętam każdy szczegół: leżąc w kurzu, przez zmiażdżone drzwi robił sztuczne oddychanie nieprzytomnej kobiecie. A kiedy przyjechała ekipa ratunkowa i lekarz albo sanitariusz podczołgał się i zajął jego miejsce, policjant wstał, odwrócił się, w niczym już nie mógł pomóc rannym, więc szybko zajął się rozładowywaniem korka: Już po wszystkim. Dalej, jazda, proszę pani. Przedstawienie skończone.
Szorstko. Wręcz obcesowo. Głosem ochrypłym od papierosów. Nie zważając na włosy zlepione błotem, zgniecioną czapkę i spływającą z nosa strużkę krwi, zmieszanej z kurzem. Miał plamy kwaśnego potu pod pachami, brudny pot ściekał mu z czoła na szyję. Minęło już kilka lat, a ja nie mogę zapomnieć tej szczególnej mieszanki oschłości i szlachetności. Wciąż mam nadzieję, że będę służyć dobru w sposób, jakiego nauczył mnie ten policjant: bez egzaltacji, za to z najwyższą precyzją.
Amos Oz