jej etyczne znaczenie. Sztuka jest etyczna, o ile umie budzić. Ale co wtedy, jeżeli czyni odwrotnie? Jeśli ogłusza, usypia, tłumi aktywność i postęp? Muzyka i to potrafi, miewa czasem działanie podobne jak opium i jego pochodne.
Tomasz Mann
Jeszcze nigdy nie zapuściłem się tak daleko w mgłę, jak teraz. Chyba tak właśnie jest po śmierci. Prawdopodobnie tak też jest z Ludźmi-roślinami - są zagubieni we mgle. Nie poruszają się. Dopóki nie przestaną jeść, sanitariusze karmią ich ciała; potem zostają spalone. We mgle jest w sumie nie najgorzej. Nic nie boli. Czuję tylko lekki chłód, ale i to z czasem przejdzie.
Widzę mojego dowódcę, który przypina do tablicy polecenie, jak mamy się ubrać na misję. Widzę kruszarkę, którą ministerstwo rolnictwa wysyła przeciwko naszemu małemu plemieniu.
Widzę tatę, jak wybiega z wąwozu: przystaje i składa się do strzału, celując w rosłego szóstaka mknącego przez cedry. Strzela i strzela, ale tylko wzbija kurz wokół zwierzęcia. Wychodzę z wąwozu za tatą i drugim strzałem powalam jelenia, akurat gdy znika za skałą. Uśmiecham się szeroko do taty.
Tato, nigdy nie pudłowałeś z takiej odległości.
Nie te oczy, synu. Nie mogłem utrzymać go na muszce.
Lufa drgała mi jak pies srający pestkami brzoskwiń.
Wierz mi, tato, postarzejesz się przed czasem, jeśli dalej będziesz pił kaktusówkę pędzoną przez Sida.
Ten, kto pije samogon Sida, i tak jest przedwcześnie stary.
Chodź, synu, oprawimy jelenia, zanim zlecą się muchy.
...
Tak.
już mi nie jest zimno. Chyba się udało. Dotarłem tam, gdzie chłód nie sięga. Mogę tu zostać na zawsze. Już się nie boję. Nikt mnie nie znajdzie. Tylko jeszcze słowa docierają do mnie, lecz i one cichną.
Ken Kesey
Tomasz Mann
Jeszcze nigdy nie zapuściłem się tak daleko w mgłę, jak teraz. Chyba tak właśnie jest po śmierci. Prawdopodobnie tak też jest z Ludźmi-roślinami - są zagubieni we mgle. Nie poruszają się. Dopóki nie przestaną jeść, sanitariusze karmią ich ciała; potem zostają spalone. We mgle jest w sumie nie najgorzej. Nic nie boli. Czuję tylko lekki chłód, ale i to z czasem przejdzie.
Widzę mojego dowódcę, który przypina do tablicy polecenie, jak mamy się ubrać na misję. Widzę kruszarkę, którą ministerstwo rolnictwa wysyła przeciwko naszemu małemu plemieniu.
Widzę tatę, jak wybiega z wąwozu: przystaje i składa się do strzału, celując w rosłego szóstaka mknącego przez cedry. Strzela i strzela, ale tylko wzbija kurz wokół zwierzęcia. Wychodzę z wąwozu za tatą i drugim strzałem powalam jelenia, akurat gdy znika za skałą. Uśmiecham się szeroko do taty.
Tato, nigdy nie pudłowałeś z takiej odległości.
Nie te oczy, synu. Nie mogłem utrzymać go na muszce.
Lufa drgała mi jak pies srający pestkami brzoskwiń.
Wierz mi, tato, postarzejesz się przed czasem, jeśli dalej będziesz pił kaktusówkę pędzoną przez Sida.
Ten, kto pije samogon Sida, i tak jest przedwcześnie stary.
Chodź, synu, oprawimy jelenia, zanim zlecą się muchy.
...
Tak.
już mi nie jest zimno. Chyba się udało. Dotarłem tam, gdzie chłód nie sięga. Mogę tu zostać na zawsze. Już się nie boję. Nikt mnie nie znajdzie. Tylko jeszcze słowa docierają do mnie, lecz i one cichną.
Ken Kesey