Metafora nie jest odzwierciedleniem czegoś istniejącego, lecz sama jest istnieniem – przejawem tego,
czym ze swej strony istnienie jest. Nie jest „niezdarnym”, (...) przybliżeniem do prawdy, lecz sama jest niezdarną – bo właśnie rodzącą się, właśnie mającą zaistnieć – prawdą.
Andrzej Falkiewicz
Nic nie umyka mojej uwadze, nawet odgłos spadającej szpilki. To tak, jakbym siedział bez ubrania, a każdy por mego ciała był oknem; wszystkie okna są otwarte i światło zalewa moje wnętrzności. Czuję, jak wije się pod sklepieniem żeber, które wiszą tam nad pustą nawą i drżą od odbitych dzwięków. Nie mam pojęcia, jak długo to trwa; straciłem poczucie miejsca i czasu. Po tym, co wydaje się trwac wiecznośc, następuje stan półświadomości, dla którego przeciwwagę stanowi taki spokój, że czuję w środku wielkie jezioro, jezioro opalizującego blasku, jego chłodną jak galaretka taflę, a ponad nim, wznoszące się majestatycznie po spirali, stada wędrownych ptaków o szczudłowatych nogach i mieniącym się upierzeniu. Stado za stadem wznosi się znad chłodnej, nieruchomej powierzchni jeziora i przefruwając pod moimi obojczykami, przepada w białym morzu przestrzeni. A potem powoli, bardzo powoli, tak jakby starowinka w białym czepcu dokonywała obchodu korytarzy mego ciała, okna zamykają się jedno po drugim, a moje organy powracają na swoje miejsce.
Henry Miller
Andrzej Falkiewicz
Nic nie umyka mojej uwadze, nawet odgłos spadającej szpilki. To tak, jakbym siedział bez ubrania, a każdy por mego ciała był oknem; wszystkie okna są otwarte i światło zalewa moje wnętrzności. Czuję, jak wije się pod sklepieniem żeber, które wiszą tam nad pustą nawą i drżą od odbitych dzwięków. Nie mam pojęcia, jak długo to trwa; straciłem poczucie miejsca i czasu. Po tym, co wydaje się trwac wiecznośc, następuje stan półświadomości, dla którego przeciwwagę stanowi taki spokój, że czuję w środku wielkie jezioro, jezioro opalizującego blasku, jego chłodną jak galaretka taflę, a ponad nim, wznoszące się majestatycznie po spirali, stada wędrownych ptaków o szczudłowatych nogach i mieniącym się upierzeniu. Stado za stadem wznosi się znad chłodnej, nieruchomej powierzchni jeziora i przefruwając pod moimi obojczykami, przepada w białym morzu przestrzeni. A potem powoli, bardzo powoli, tak jakby starowinka w białym czepcu dokonywała obchodu korytarzy mego ciała, okna zamykają się jedno po drugim, a moje organy powracają na swoje miejsce.
Henry Miller