siebie, kiedy zaczniesz patrzeć w odpowiednią stronę, czyli do wewnątrz. Wtedy dajesz sobie szansę zmiany na lepsze. Możesz równie dobrze obwiniać cały świat za swoje nędzne położenie, budować tamy i nie chcieć konfrontacji z własnym dnem. Wówczas zatrzymujesz zmianę na zbudowanej osobiście zaporze.
Joanna Malinowska
Andżela jest to dziewczyna innego typu niż Magda. Inna w dotyku, inna w ogóle. Jest w stylu bardziej takim mrocznym, ciemnym. Czarna kiecka z jakby takiego meszku, takież buty na sznurowadła, majtki nienormalne, lecz dość wyzywająco
siatkowe. Kolczugi, kastety na dłoniach i uszach. Cała w lakierze do paznokci odcienia czarnego. Cała nim wysmarowana, ale równo i starannie. Wokół ust, a także i oczu. Z których sterczą sklejone na ostateczność rzęsy.
Dorota Masłowska
Najserdeczniejsi przyjaciele, którzy w dwu ciałach mają jakby jedno serce (...) nagle skutkiem oporu o jakieś głupstwo, mogą się wzajemnie stać najgorszymi nienawistnikami (...) podobnie najzagorzalsi wrogowie, którzy po nocach nie śpią obmyślając jakby drugiemu zaszkodzić, z przyczyny zupełnie błahej stają się niekiedy parą najbliższych przyjaciół.
[KORIOLAN, akt IV, scena IV].
William Shakespeare
Joanna Malinowska
Andżela jest to dziewczyna innego typu niż Magda. Inna w dotyku, inna w ogóle. Jest w stylu bardziej takim mrocznym, ciemnym. Czarna kiecka z jakby takiego meszku, takież buty na sznurowadła, majtki nienormalne, lecz dość wyzywająco
siatkowe. Kolczugi, kastety na dłoniach i uszach. Cała w lakierze do paznokci odcienia czarnego. Cała nim wysmarowana, ale równo i starannie. Wokół ust, a także i oczu. Z których sterczą sklejone na ostateczność rzęsy.
Dorota Masłowska
Najserdeczniejsi przyjaciele, którzy w dwu ciałach mają jakby jedno serce (...) nagle skutkiem oporu o jakieś głupstwo, mogą się wzajemnie stać najgorszymi nienawistnikami (...) podobnie najzagorzalsi wrogowie, którzy po nocach nie śpią obmyślając jakby drugiemu zaszkodzić, z przyczyny zupełnie błahej stają się niekiedy parą najbliższych przyjaciół.
[KORIOLAN, akt IV, scena IV].
William Shakespeare