starsi. Nawet ci, którzy już podjęli decyzję i się zaangażowali - w związek, pracę, inne zobowiązanie - często przeżywają dziś żal za tym, z czego zrezygnowali, oraz frustrację, że być może to, co mają, jest gorsze od tego, co mogliby mieć.
Agnieszka Jucewicz
Jedna tylko istota osiągnęła pełnię życia, której obraz porównywalny jest do pogodnych doskonałości Renesansu. Istotą tą jest moja żona Gala, którą miałem cudowne szczęście wybrać. Jej ulotne stany ducha, sposób, w jaki wyraża swą osobowość, to istna Dziewiąta Symfonia odbijająca architektoniczne kontury duszy doskonałej, skrystalizowanej na samym brzegu ciała, tuż przy skórze, w morskiej pianie hierarchii jej własnego życia. Porządkowane i filtrowane przez najdelikatniejsze tchnienia uczuć, owe ulotne stany i ekspresja osobowości materializują się i układają w nieskazitelną budowlę z krwi i kości. Toteż mogę powiedzieć, że siedząca Gala ma w sobie ten sam wdzięk co Tempietto Bramantego przy kościele San Pietro in Montorio w Rzymie. Podobnie jak Stendhal uczynił w Watykanie, mnie także dane było zmierzyć wysmukłe kolumny jej dumy, czułe i uparte balustrady dzieciństwa oraz boskie stopnie uśmiechu. Podziwiając ją ukradkiem, gdy nie wie, że na nią spoglądam, w czasie długich godzin pracy, które spędzam przykucnięty przed sztalugami, powtarzam sobie, że jest równie dobrze namalowana jak obraz Vermeera czy Rafaela w odróżnieniu od otaczających nas ludzi tak niedokończonych, tak pospolicie przedstawionych, że podobni są raczej do niechlujnych karykaturalnych szkiców pośpiesznie nakreślonych przez przymierającego głodem artystę na tarasie kawiarni.
Salvador Dali
Agnieszka Jucewicz
Jedna tylko istota osiągnęła pełnię życia, której obraz porównywalny jest do pogodnych doskonałości Renesansu. Istotą tą jest moja żona Gala, którą miałem cudowne szczęście wybrać. Jej ulotne stany ducha, sposób, w jaki wyraża swą osobowość, to istna Dziewiąta Symfonia odbijająca architektoniczne kontury duszy doskonałej, skrystalizowanej na samym brzegu ciała, tuż przy skórze, w morskiej pianie hierarchii jej własnego życia. Porządkowane i filtrowane przez najdelikatniejsze tchnienia uczuć, owe ulotne stany i ekspresja osobowości materializują się i układają w nieskazitelną budowlę z krwi i kości. Toteż mogę powiedzieć, że siedząca Gala ma w sobie ten sam wdzięk co Tempietto Bramantego przy kościele San Pietro in Montorio w Rzymie. Podobnie jak Stendhal uczynił w Watykanie, mnie także dane było zmierzyć wysmukłe kolumny jej dumy, czułe i uparte balustrady dzieciństwa oraz boskie stopnie uśmiechu. Podziwiając ją ukradkiem, gdy nie wie, że na nią spoglądam, w czasie długich godzin pracy, które spędzam przykucnięty przed sztalugami, powtarzam sobie, że jest równie dobrze namalowana jak obraz Vermeera czy Rafaela w odróżnieniu od otaczających nas ludzi tak niedokończonych, tak pospolicie przedstawionych, że podobni są raczej do niechlujnych karykaturalnych szkiców pośpiesznie nakreślonych przez przymierającego głodem artystę na tarasie kawiarni.
Salvador Dali