pewne doświadczenia, wiedziałbyś, jakie słowa wypowiedzieć, jakie gesty wykonać, co obiecać, aby zmienić bieg wydarzeń? Naprawdę w to wierzysz? Jeśli tak, to naprawdę jesteś naiwny.
Karol Bernard Sas
Myślałam: Tak to jest, to koniec, ona umiera. Teraz, w tej chwili, za tymi drzwiami. Nic nie staje, nic się nie zatrzymuje, mimo że wierzysz wbrew rozsądkowi, że tak będzie. Myślałam o jej życiu, o tej jego części, którą znałam. Codziennie do pracy; najpierw prom, później autobus. Zakupy w starym Red and White, a później w nowym Safewayu - "nowym", piętnastoletnim! Jeden wieczór tygodniowo w bibliotece. Zabierała mnie ze sobą. Wracałyśmy do domu autobusem obładowane książkami i jeszcze z torbą winogron kupionych u Chińczyka, na deser. W środowe wieczory, kiedy moje dzieci były małe, jeździłam do niej na kawę i papierosy, które skręcała maszynką. Pomyślałam, że takie sobie to życie. Po prostu robisz to wszystko, wypełniasz czas, ale zawsze masz nadzieję, że nagle coś się zdarzy i wtedy - dopiero - zaczniesz żyć. Nie, żebyś jakoś szczególnie o tym marzyła - o tym, że coś się zdarzy - nie jest ci źle, tak jak jest, a jednak na coś czekasz. A później umierasz, mama umiera, a wokół te same plastikowe krzesła, plastikowe rośliny, zwykły dzień, ludzie robią zakupy. I tyle się nażyłaś. Ale teraz wyprawa do biblioteki i powrót autobusem na wzgórze z książkami i z torbą winogron wydają się warte grzechu. O Boże, oddałabyś wszystko, żeby to wróciło.
Alice Munro
Karol Bernard Sas
Myślałam: Tak to jest, to koniec, ona umiera. Teraz, w tej chwili, za tymi drzwiami. Nic nie staje, nic się nie zatrzymuje, mimo że wierzysz wbrew rozsądkowi, że tak będzie. Myślałam o jej życiu, o tej jego części, którą znałam. Codziennie do pracy; najpierw prom, później autobus. Zakupy w starym Red and White, a później w nowym Safewayu - "nowym", piętnastoletnim! Jeden wieczór tygodniowo w bibliotece. Zabierała mnie ze sobą. Wracałyśmy do domu autobusem obładowane książkami i jeszcze z torbą winogron kupionych u Chińczyka, na deser. W środowe wieczory, kiedy moje dzieci były małe, jeździłam do niej na kawę i papierosy, które skręcała maszynką. Pomyślałam, że takie sobie to życie. Po prostu robisz to wszystko, wypełniasz czas, ale zawsze masz nadzieję, że nagle coś się zdarzy i wtedy - dopiero - zaczniesz żyć. Nie, żebyś jakoś szczególnie o tym marzyła - o tym, że coś się zdarzy - nie jest ci źle, tak jak jest, a jednak na coś czekasz. A później umierasz, mama umiera, a wokół te same plastikowe krzesła, plastikowe rośliny, zwykły dzień, ludzie robią zakupy. I tyle się nażyłaś. Ale teraz wyprawa do biblioteki i powrót autobusem na wzgórze z książkami i z torbą winogron wydają się warte grzechu. O Boże, oddałabyś wszystko, żeby to wróciło.
Alice Munro