jest właśnie najgorsze, nie mam racji? - powiedział cicho, wpatrując się w Lorcana. - Gdybyśmy tylko mogli wyzbyć się tej głupiej iluzji, tego przekonania, że tym razem będziemy mogli zostać. Że tym razem wszystko zostanie po staremu. Bylibyśmy o wiele szczęśliwsi.
Celine Kiernan
Znajdowałem się gdzieś z dala od wszystkiego, włącznie z moimi myślami. Tysiące ulotnych wrażeń przelatywało przez moją głowę, żadne z nich jednak nie zagrzało dłużej miejsca, nie zakorzeniło się i nie rozwinęło w coś sensownego. Ot, suche liście, miotane przez wiatr.
Oniemiałem i ogłuchłem; żyję jak za murami pustelni. Wszystko, o czym mi się donosi, opisuje, wszystko, czego się ode mnie chce, kwituję obojętnością. Znałem dotychczas obojętność zblazowanych, tych, których już nic nie może zaskoczyć. Nie znałem czegoś w rodzaju obojętności, której teraz doświadczam, obojętności człowieka, który doznał szoku, obojętności tego, kto został zbyt gwałtownie zaskoczony i kto nie chciałby być zaskoczony powtórnie. Świat wydaje mi się niebezpieczny, nowy, nieprzewidywalny i wolę się z niego wycofać. Wyobraź sobie dziecko, które po opuszczeniu brzucha matki, gdzie mu było tak dobrze, krzyczy z zimna, dusi się, bo trzeba oddychać, spostrzega wokół siebie całą tę krew, strupy, rozerwane tkanki, ból i smród, przechwytuje zdumione spojrzenie ojca, wyczerpane spojrzenie matki, przerażone swoich braci, badawcze ze strony położnej, chwyta z tego wszystkiego pępowinę i owija się nią ze słowami: „Zostawcie mnie, wracam, skąd przyszedłem”. To ja jestem tym noworodkiem, zszokowanym, zupełnie nowym, a jednak tęskniącym za światem, który znałem wcześniej.
Éric-Emmanuel Schmitt
Celine Kiernan
Znajdowałem się gdzieś z dala od wszystkiego, włącznie z moimi myślami. Tysiące ulotnych wrażeń przelatywało przez moją głowę, żadne z nich jednak nie zagrzało dłużej miejsca, nie zakorzeniło się i nie rozwinęło w coś sensownego. Ot, suche liście, miotane przez wiatr.
Oniemiałem i ogłuchłem; żyję jak za murami pustelni. Wszystko, o czym mi się donosi, opisuje, wszystko, czego się ode mnie chce, kwituję obojętnością. Znałem dotychczas obojętność zblazowanych, tych, których już nic nie może zaskoczyć. Nie znałem czegoś w rodzaju obojętności, której teraz doświadczam, obojętności człowieka, który doznał szoku, obojętności tego, kto został zbyt gwałtownie zaskoczony i kto nie chciałby być zaskoczony powtórnie. Świat wydaje mi się niebezpieczny, nowy, nieprzewidywalny i wolę się z niego wycofać. Wyobraź sobie dziecko, które po opuszczeniu brzucha matki, gdzie mu było tak dobrze, krzyczy z zimna, dusi się, bo trzeba oddychać, spostrzega wokół siebie całą tę krew, strupy, rozerwane tkanki, ból i smród, przechwytuje zdumione spojrzenie ojca, wyczerpane spojrzenie matki, przerażone swoich braci, badawcze ze strony położnej, chwyta z tego wszystkiego pępowinę i owija się nią ze słowami: „Zostawcie mnie, wracam, skąd przyszedłem”. To ja jestem tym noworodkiem, zszokowanym, zupełnie nowym, a jednak tęskniącym za światem, który znałem wcześniej.
Éric-Emmanuel Schmitt