ingeruje w nasze życie, ale - pośrednio. Mówi do nas przez innych ludzi. Ale przecież nie zawsze potrafimy ich wysłuchać. Nie zawsze chcemy. Przecież mamy wolną wolę - możemy ich wyśmiać i odrzucić. Możemy wybierać. Więc... kiedy patrzę, jak ludzie wybierają... zaczynam wierzyć w diabła. I tych dni jest o wiele więcej.
Małgorzata Musierowicz
Wiele nas ze sobą łączyło. Oboje mieliśmy nasze własne, osobne, milczące światy i szanowaliśmy nawzajem swoją ciszę. Oboje chorowaliśmy na astmę, w dzieciństwie dokuczano nam, nie mieliśmy żadnych wzniosłych ideałów. Nie interesowało nas życie innych ludzi; byliśmy wrażliwi i brakowało nam wiary w siebie, nie wierzyliśmy w to, co pisali w gazetach, baliśmy się porażek, lecz myśl o oparciu się jakiejś pokusie zawsze wzbudzała w nas lęk. Chcieliśmy być na scenie, zostać artystami. Wydawaliśmy cudze pieniądze, przerażeni perspektywą, że to się kiedyś skończy. Nie chcieliśmy zamienić się w porządnych członków społeczeństwa, zresztą i tak nie wiedzielibyśmy, jak to zrobić. „I tak jesteśmy jeszcze młodzi" – powtarzaliśmy sobie. Wiedzieliśmy, że istnieje na świecie mnóstwo ludzi takich jak my, ale i tak sądziliśmy, że nasze spotkanie stanowiło wyjątkowo szczęśliwy traf. Dzieliliśmy radości i smutki, wrażliwość, poczucie humoru i wstyd. Saining codziennie patrzył na mnie, gdy zasypiałam, a ja patrzyłam na niego.
Czasami wydawało mi się, że nasza miłość jest czymś w rodzaju trucizny, bo gdy tak leżeliśmy razem w miękkich głębinach nocy, cisza i spokój odbierały nam mowę, sprawiały, że nie chcieliśmy się już obudzić.
Mian Mian
Małgorzata Musierowicz
Wiele nas ze sobą łączyło. Oboje mieliśmy nasze własne, osobne, milczące światy i szanowaliśmy nawzajem swoją ciszę. Oboje chorowaliśmy na astmę, w dzieciństwie dokuczano nam, nie mieliśmy żadnych wzniosłych ideałów. Nie interesowało nas życie innych ludzi; byliśmy wrażliwi i brakowało nam wiary w siebie, nie wierzyliśmy w to, co pisali w gazetach, baliśmy się porażek, lecz myśl o oparciu się jakiejś pokusie zawsze wzbudzała w nas lęk. Chcieliśmy być na scenie, zostać artystami. Wydawaliśmy cudze pieniądze, przerażeni perspektywą, że to się kiedyś skończy. Nie chcieliśmy zamienić się w porządnych członków społeczeństwa, zresztą i tak nie wiedzielibyśmy, jak to zrobić. „I tak jesteśmy jeszcze młodzi" – powtarzaliśmy sobie. Wiedzieliśmy, że istnieje na świecie mnóstwo ludzi takich jak my, ale i tak sądziliśmy, że nasze spotkanie stanowiło wyjątkowo szczęśliwy traf. Dzieliliśmy radości i smutki, wrażliwość, poczucie humoru i wstyd. Saining codziennie patrzył na mnie, gdy zasypiałam, a ja patrzyłam na niego.
Czasami wydawało mi się, że nasza miłość jest czymś w rodzaju trucizny, bo gdy tak leżeliśmy razem w miękkich głębinach nocy, cisza i spokój odbierały nam mowę, sprawiały, że nie chcieliśmy się już obudzić.
Mian Mian